Pumy, Kozły i Tygrysy

Liga jest coraz silniejsza, sponsorzy nie żałują pieniędzy, a telewizja słono płaci za prawo transmisji meczów

Aktualizacja: 18.03.2008 01:27 Publikacja: 18.03.2008 01:22

Sergio Avilla (przy piłce) podczas meczu Meksyk - Haiti

Sergio Avilla (przy piłce) podczas meczu Meksyk - Haiti

Foto: AFP

W kraju, gdzie większość ludzi zarabia mniej niż 10 dolarów dziennie, przed początkiem sezonu piłkarskiego sprzedano 2,5 miliona nowych koszulek Chivas Guadalajara. Kryzys gospodarczy, który dotknął Meksyk w 2001 roku, paradoksalnie może przyczynić się do rozwoju futbolu. W jednym z najbiedniejszych stanów – Pachuca – istnieją już 273 szkółki piłkarskie, z których ponad połowa powstała w ostatnich siedmiu latach. O karierze piłkarza marzy każdy dzieciak, a dążąc do niej, jest mocno wspierany przez rodziców. Zarobki nawet w lidze meksykańskiej pozwalają utrzymać całą rodzinę, wyjazd do Europy oznacza bogactwo dla kilku następnych pokoleń.

W 2005 roku na mistrzostwach świata do lat 17 Meksykanie po raz pierwszy sięgnęli po złoto. Prezydent piłkarskiej federacji zapowiedział wówczas, że za pięć lat reprezentacja seniorów ma już wygrać prawdziwy mundial. W rozwój ligi zainwestowano miliony dolarów, co kilka miesięcy najlepsi zawodnicy kupowani są do klubów europejskich. Są tańsi od Brazylijczyków i Argentyńczyków i, przynajmniej na początku, nie chcą zarabiać milionów.

Pavel Pardo i Ricardo Osorio trafili do VfB Stuttgart, Andresa Guardado kupiło Deportivo La Coruna. O Nerry’ego Castillo walczyły inne kluby z Hiszpanii, teraz próbuje swoich sił w Manchesterze City. Carlos Salcido robi karierę w PSV Eindhoven.

Duże pieniądze i dobry poziom rozgrywek sprawiły, że do Meksyku trafiły także gwiazdy trenerskie. Panowie Menotti, Pekerman, Bielsa, La Volpe, Pasarella i Beenhakker to przecież uznane firmy

Świat patrzy tylko na towar eksportowy, a tymczasem mocno w górę poszedł poziom meksykańskiej ligi. Piłkarski biznes dwa lata temu przyniósł blisko 4 miliardy dolarów. W ligę nie bały się zainwestować najbogatsze firmy w kraju. Browar Famsa sponsoruje klub z Monterrey, zaliczany do trzech największych producentów cementu na świecie Cruz Azul ma liczącą się drużynę w mieście Meksyk, a jego rywal na rynku Cemex, nie chcąc zostawać w tyle, wziął pod opiekę zespół Tigers. Telemex gwarantuje budżet Pumas Mexico, a przecież właścicielem tej firmy jest Carlos Slim – uznany w ubiegłym roku przez „Forbes” za drugiego z najbogatszych ludzi na świecie.

Wbrew przepisom FIFA aż trzem klubom w jednej klasie rozgrywkowej płaci konsorcjum telewizyjne Televisa. Z tego powodu co chwila dochodzi też do skandalu – a to drużyny przegrywają spotkania między sobą, byleby nie dopuścić do spadku z ligi którejś z nich, a to patron telewizyjny bez żadnych podstaw sportowych wyznacza sponsorowaną przez siebie Club Americę do prestiżowych rozgrywek Copa Libertadores...

Televisa na kilka lat zmieniła nawet nazwę legendarnego stadionu Azteca, którego jest właścicielem, nazywając go w 1997 roku imieniem Guillermo Canedo, zmarłego prezydenta federacji meksykańskiej, odpowiedzialnego za organizację w tym kraju dwóch mundiali (1970 i 1986). Nazwa Azteca została przywrócona dopiero, gdy dwóch synów Canedo zmieniło pracę, przechodząc z Televisy do największego rywala...

Biznesmeni w Meksyku, inaczej niż ich koledzy po fachu w Katarze czy USA, nie sprowadzają podstarzałych gwiazd. 35-letni piłkarze nie wytrzymaliby tempa gry, a także dość specyficznych warunków, bo nierzadko mecz, który stanowi hit kolejki, rozgrywany jest w mieście Meksyk o godzinie 15, w blisko 40-stopniowym upale i rozrzedzonym powietrzu. W Meksyku stawia się na Latynosów, gwiazdami rozgrywek są najlepsi piłkarze z krajów Ameryki Południowej i Środkowej, m.in. Wenezuelczyk Giancarlos Maldonado, Chilijczyk Humberto Suazo, Argentyńczycy na dorobku – Alfredo Moreno, Federico Insula oraz jeszcze w ubiegłym sezonie Cesar Delgado, którego z Cruz Azul wykupił Olympique Lyon.

Duże pieniądze i dobry poziom rozgrywek sprawiły, że do Meksyku trafiły także uznane gwiazdy trenerskie. Panowie Menotti, Pekerman, Bielsa, La Volpe, Pasarella i Beenhakker to przecież firmy uznane na całym świecie.

4 tysiące dolarów to najniższa pensja piłkarza w Atlasie Guadalajara, 15 tysięcy dostaje przeciętny gracz Pachucy, prawdziwa gwiazda rozgrywek może miesięcznie wzbogacać się nawet o 100 tysięcy dolarów. Właściciele klubów nie skąpią, bo zainwestowane pieniądze szybko się zwracają. Najpopularniejszą drużyną w Meksyku jest Chivas Guadalajara, w której nie występuje żaden obcokrajowiec. Za prawo pokazywania jej meczów przez pięć lat jedna ze stacji telewizyjnych zapłaciła 65 milionów dolarów. Kierownictwo klubu za 40 milionów udzieliło także zgody drużynie z Los Angeles na używanie znaku handlowego Chivas (Kozły). Prezes z Guadalajary nazwał amerykański klub bratnim i na meczach ligi w USA od razu poprawiła się frekwencja. Operację skopiowały Tygrysy, znajdując braci w Dallas.

Prezydent federacji przyznał, że jest w stanie znaleźć sponsorów skłonnych wydać 240 milionów dolarów na modernizację stadionów przed mundialem w 2018 roku, o którego organizację Meksyk właśnie rozpoczął starania.

Piłka nożna
Manchester City znalazł zastępcę dla Rodriego. Kim jest Nico Gonzalez?
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Piłka nożna
Krzysztof Piątek w Stambule. Znów odpala pistolety
Piłka nożna
Premier League. Wielki triumf Arsenalu, Manchester City powoli ustępuje z tronu
Piłka nożna
Najpierw męki, później zabawa. Barcelona wygrała, pomógł Robert Lewandowski
Piłka nożna
Drugi reprezentant Polski w Interze. Dlaczego Nicola Zalewski chce grać z Piotrem Zielińskim?