Takiej sytuacji jeszcze w polskim futbolu nie było. Klub, który, zajmując trzecie miejsce w lidze, wywalczył prawo walki o Puchar UEFA, dobrowolnie z tego przywileju rezygnuje i oddaje następnej drużynie w tabeli, czyli Lechowi Poznań.
12 czerwca wrocławscy radni powinni wyrazić zgodę na utworzenie z Groclinu i Śląska Wrocław nowego klubu, w którym miasto będzie miało 80 procent, a Zbigniew Drzymała 20 procent udziałów.
Europejskie puchary Groclin miał wnieść do tego związku w wianie, ale kibicom z Wrocławia prezent się nie spodobał. Uważają, że nowy Śląsk powinien grać w pucharach dopiero wtedy, gdy awans wywalczy sam. To tylko jeden ze spornych punktów w walce o władzę w klubie mającym powstać w wyniku fuzji. Od marca, gdy Drzymała i prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz zawarli porozumienie w sprawie połączenia klubów, obowiązywała wersja, że nowy zespół będzie grał w ekstraklasie na licencji Groclinu, nawet jeśli awans do tej klasy uzyska także Śląsk.
Sytuacja się zmieniła, gdy Śląsk, dzięki drugiemu miejscu w drugiej lidze, rzeczywiście awansował do ekstraklasy. Kibice we Wrocławiu mają swoją dumę i charakter. Jeszcze w marcu oświadczyli, że jeśli Śląsk nie awansuje, to oni nie poprą fuzji. Teraz poszli dalej. Skoro Śląsk nie wywalczył na boisku prawa gry o Puchar UEFA, to oni tej łaski nie chcą od Groclinu. Skoro kiedyś kpili z Lecha, że wziął wszystko od Amiki, to nie chcą dawać powodów do kpin z nich. Dali też delikatnie do zrozumienia, że to oni mają w tej sprawie najwięcej do powiedzenia.
O tym, że kibicom Śląska lepiej nie wchodzić w drogę, co pewien czas przekonują się kibice innych klubów i policja. Przy okazji ostatniego meczu Śląska z Lechią policjanci musieli użyć broni.