Nieczęsto się zdarza, żeby trener pokonanych poszedł po meczu do szatni rywali złożyć życzenia. „Powodzenia w półfinale, byliście świetni, dużo lepsi od nas” – powiedział Marco van Basten.
Rosyjska drużyna, nazwana przez Holendrów „Holland light”, wyrzuciła ich z turnieju tym samym sposobem, jakim wcześniej piłkarze van Bastena wyeliminowali Francję i Rumunię. Kopia okazała się bardziej udana od oryginału.
Rosję czeka teraz bardzo przyjemna dyskusja. Który gol był najważniejszym momentem dla tamtejszego futbolu od upadku Związku Radzieckiego: ten Dmitrija Torbińskiego na 2:1 na osiem minut przed końcem dogrywki czy bramka, którą niedługo później zdobył Andriej Arszawin? Po pierwszej Holendrzy próbowali jeszcze walczyć. Druga przesądziła, że faworyt, jedyny ćwierćfinalista poprzednich mistrzostw, który utrzymał się w turnieju do soboty, jest już w Euro 2008 przeszłością.
Oba gole były ładne i przy obydwu główną postacią był Arszawin. Niewidoczny na początku, z każdą minutą grał coraz lepiej. W dogrywce był nie do zatrzymania dla Holendrów. W 112. minucie biegł z piłką po lewej stronie boiska, zwolnił, a potem nagle przyspieszył, zostawiając za sobą Andre Ooijera. Podał wzdłuż linii bramkowej lobem, nad Edwinem van der Sarem, a na nogę stojącego przed bramką Torbińskiego. Cztery minuty później Arszawin był z prawej strony, jego strzał odbił się od Johna Heitingi i piłka przeleciała do siatki między nogami van der Sara.
Wchodzącego na konferencję prasową trenera Rosjan witały oklaski. Arszawin dostał nagrodę dla piłkarza meczu. Szkoda, że nie można było ich rozdać więcej. Wszystkie elementy układanki Hiddinka pasowały do siebie. Lewy obrońca Jurij Żirkow nie tylko atakował bez wytchnienia, ale razem z pomocnikiem Konstantinem Żyrianowem sprawił, że ani Dirk Kuyt, ani wprowadzony za niego Robin van Persie nie zrobili nic wartego uwagi.