Jestem gotowy na kolejną rundę

Leo Beenhakker: Nowych asystentów wybrałem sobie sam, a Jan de Zeeuw pozostanie w sztabie, bo nie słucham podszeptów ludzi ograniczonych umysłowo – mówi „Rz” trener reprezentacji Polski

Aktualizacja: 23.07.2008 13:06 Publikacja: 23.07.2008 01:42

Jestem gotowy na kolejną rundę

Foto: Rzeczpospolita

RZ: Hasło: „Polska w Euro 2008” kojarzy się panu z...?

Leo Beenhakker:

Rozczarowaniem. Jestem zwariowany na punkcie pracy, lubię czuć, że wszystko jest w moich rękach. Na turnieju tego nie czułem, najlepsi piłkarze przyjechali w słabej formie. To się zdarza, ale boli, że zdarzyło się akurat podczas mistrzostw. Nie obwiniam jednak poszczególnych zawodników. Poza wszystkim byliśmy zwyczajnie słabsi od rywali. Dlatego zafundowaliśmy kibicom powtórkę nędznych filmów z 2002 i 2006 roku. Z jakichś powodów Polacy nie potrafią grać w turniejach. Jest problem w psychice, po czterech dniach piłkarze nie potrafią ponownie się skupić.

Zrezygnuje pan z gwiazd, które rozczarowały w tym filmie?

Nie miałem gwiazd, tylko zgraną ekipę, która nakręciła kilka ciekawych odcinków w eliminacjach. To normalne, że co dwa lata reprezentacja potrzebuje przewietrzenia. W jak dużym stopniu, trudno mi na razie powiedzieć. Nie skreślę nagle wszystkich i nie postawię na nowych, bo ich nie ma. Za kilka dni we Wronkach przyjrzę się młodym piłkarzom z polskiej ligi, kilku z nich sprawdzałem ostatniej zimy, ale na mistrzostwa Europy nie byli jeszcze gotowi.

Polscy kibice poczuli się oszukani. Jeśli przed Euro były trener Realu mówi, że ma za sobą jedno z najlepszych zgrupowań w życiu, to chyba można było mu wierzyć?

Gdyby kibice zobaczyli nasze treningi, przekonaliby się, że nie kłamałem. Patrzyłem na piłkarzy i myślałem sobie: „Jezu Chryste, nie wiedziałem, że mogą być tacy szybcy, odważni, że mogą wkładać w zajęcia tyle serca”. Nie było jednej minuty imprezowania, marnowania czasu. Dlatego później tak bardzo bolało, że nie potrafiliśmy treningów przełożyć na mecz. Maciek Żurawski był świetny i nagle zgubił formę. Kuba Błaszczykowski zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Nie szukam wymówki, po to jest w kadrze 23 zawodników, żeby radzić sobie w takich sytuacjach. Ale dla nas Błaszczykowski jest tym, kim dla Portugalii Cristiano Ronaldo, a Żurawski to nasz Deco.

Od początku ufał pan Żurawskiemu, zrobił go pan kapitanem. Miał do tego predyspozycje?

W pierwszej połowie meczu z Niemcami widać było, że ma problem z nogą, więc zapytałem go, czy da radę dalej grać. Powiedział, że wszystko jest w porządku, i próbował dalej. Chciał wziąć odpowiedzialność za drużynę, ale zdecydowałem, że musi zejść z boiska. Gdy po badaniach okazało się, że już nie zagra, bez żadnej dyskusji pozostał z drużyną. Inni powiedzieliby: do widzenia, bawcie się dobrze, jadę na urlop.

To może błędem było ufanie Ebiemu Smolarkowi czy Jackowi Krzynówkowi?

To normalne, że im zaufałem. Smolarek był najlepszym strzelcem w eliminacjach, Krzynówek pracował w nich jak wół. Nie wiem, co się stało, że nie potrafili udowodnić swojej wartości w Austrii. Równy turniej rozegrał tylko Dariusz Dudka, niezły był Roger, ale może być dużo lepszy. Fantastycznie zaprezentował się Artur Boruc.

Drużyna Jerzego Engela miała świetne kwalifikacje, zawiodła na mundialu 2002. Tak samo drużyna Pawła Janasa. Zawiódł także zespół Beenhakkera, więc może nie chodzi tu o jedną osobę. Dlatego zdenerwowany powiedziałem, że jeśli ktoś uważa mnie za winnego zła w polskim futbolu, mogę odejść. Na spotkaniu po mistrzostwach zamiast zacząć wielką dyskusję o przyczynach słabości i próbach naprawy, wszyscy zajęli się tym, kto ma mi wybrać nowego asystenta. To było równie rozczarowujące jak nasz występ.

Może po prostu nie było innych pomysłów?

Bez przesady, w zarządzie macie chyba z dziesięciu byłych selekcjonerów.

Jeśliby wierzyć we wszystko, co o mnie napisano po mistrzostwach Europy... Pozbierałem się jednak, dam radę

W czasie eliminacji wydawało się, że połową sukcesu była wiara, jaką natchnął pan piłkarzy. Podczas mistrzostw Leo Beenhakker zachowywał się jednak nie w swoim stylu. Po meczu z Austrią powiedział pan na przykład, że nie mamy już szans na awans.To do mnie nie pasowało? Przecież zawsze byłem realistą.

I dziwił się pan, że piłkarze nie pokonali w ostatnim meczu Chorwatów?

To, co stało się w meczu z Austrią, było niewiarygodne. Takie rozczarowanie... Skoro nawet premier Donald Tusk powiedział, że zabiłby sędziego, to chyba ja miałem prawo powiedzieć, że w wyjście z grupy już nie wierzę.

Zawsze powtarzał pan, że w reprezentacji wszyscy jesteście jednością, a po turnieju zrzucił winę na swoich asystentów. Podczas meczów siedział pan na ławce w towarzystwie Mike’a Lindemanna, Fransa Hoeka, Jana de Zeeuwa. Dla Bogusława Kaczmarka i Adama Nawałki zabrakło tam miejsca, był tylko Dariusz Dziekanowski...

Na nikogo nie zrzucałem winy, a pracę na mistrzostwach mieliśmy profesjonalnie podzieloną. Bobo Kaczmarek miał obserwować mecz z trybun i być w łączności z Dziekanowskim, który siedział obok mnie. Kiedy się okazało, że UEFA zabrania telefonowania z boiska, ustaliliśmy, że Kaczmarek będzie przekazywał swoje uwagi w przerwie. Jan Urban i Adam Nawałka obserwowali mecze rywali. Wszyscy się na to zgodzili. Dlaczego znowu szuka się brudów tam, gdzie jest czysto?

Skoro współpraca tak świetnie się układała, to dlaczego Kaczmarek, Dziekanowski i Nawałka są teraz bezrobotni?

Zacznijmy od początku: w 2006 roku ustaliliśmy w PZPN, że Dziekanowski za kilka lat będzie moim następcą. Kaczmarek został zatrudniony, bo w Polsce zna nie tylko każdego piłkarza, ale także jego teściową i psa. W czasie eliminacji dołączył do nas Adam Nawałka, bo Dziekanowski miał problemy osobiste, a kiedy wrócił, nie chciałem rezygnować z trenera, który go zastępował. Później się jednak okazało, że opcja z Dziekanowskim jako selekcjonerem z wielu powodów wypalić nie mogła, Kaczmarek sam zrezygnował, bo miał ofertę z Arki Gdynia, a PZPN – zupełnie rozsądnie – chciał, by mojej pracy przyglądał się jakiś młody polski trener. Z wszystkimi członkami poprzedniego sztabu rozstaliśmy się w przyjaźni. Nikogo nie poświęcałem dla własnego dobra.

Rafał Ulatowski to trener, który może być pana następcą?

Nie wiem, pracuję z nim od tygodnia. Ma talent, ufam mu. Wbrew temu, co mówią niektórzy, nikt mi niczego nie narzucał. Tylko dzięki mojej woli z kadrą pracują także Andrzej Zamilski i Radosław Mroczkowski.

Nie zgodził się pan na dymisję Jana de Zeeuwa, któremu zarzuca się, że jest menedżerem i handluje piłkarzami.

Zarzuca mu się przede wszystkim, że ma holenderski paszport. Gdybym zobaczył, że ma jakiś dodatkowy interes, pierwszy wykopałbym go z kadry. On nie reprezentuje piłkarzy, tylko wykonuje świetną robotę logistyczną. Ograniczonych umysłowo, którzy chcą go zwolnić, nie słucham. Jan szykuje już zresztą kilka pozwów.

Kontrowersyjną postacią jest też fizjolog Lindemann, który dużo obiecywał, a potem Polacy nie mieli siły na trzy mecze.

Wykonał fantastyczną pracę, piłkarze za nim szaleli, a jest tak kontrowersyjny, że niedawno podpisał świetny kontrakt w Hamburger SV. Jego głównym zadaniem była pomoc zawodnikom w dochodzeniu do sprawności po kontuzjach. To jest reprezentacja, a nie klub, tu się tylko wyostrza szczegóły, a nie pracuje nad całością. Nie zrobię sprintera z kogoś, kto 100 metrów biega w 14 sekund. Zaproponowałem pracę Lindemannowi, bo jest fachowcem. Kiedy pracowałem w Trynidadzie, miałem tylko jednego holenderskiego asystenta, w Meksyku – żadnego, w Turcji – żadnego, w Hiszpanii – żadnego. Zawsze szukam ludzi najpierw tam, gdzie pracuję. Jeśli takich nie ma, moim zadaniem jest znaleźć najlepszych gdzie indziej.

Skonfliktowany z Fransem Hoekiem Tomasz Kuszczak nadal jest w pana drużynie?

Bramkarzy mam dwóch: Artura Boruca i Łukasza Fabiańskiego. Jeśli któryś z nich nie będzie mógł przyjechać na zgrupowanie, poszukam następnego. Oni trenowali z Hoekiem i jakoś przeżyli. Co do Kuszczaka... Nie wiem, czy go powołam.

W Bad Waltersdorf pokłócił się pan z Jakubem Błaszczykowskim czy z jego menedżerem Jerzym Brzęczkiem?

Krótko przed zamknięciem listy zawodników Kuba przeszedł badania, po których – przy trzech świadkach – powiedział mi, że nie jest gotów na mecz z Niemcami. Zapytałem o zdanie lekarza. Odpowiedział, że jeśli rehabilitacja przebiegnie idealnie, to piłkarz może zagrać część meczu z Chorwacją, trudno stwierdzić jak dużą. Zrezygnowałem z Błaszczykowskiego, chociaż ta decyzja bardzo mnie bolała, bo to świetny piłkarz, uważam go za niezbędnego reprezentacji. Później nastąpiła trudna rozmowa z Brzęczkiem, któremu próbowałem powiedzieć, że problem jego kuzyna jest większy, niż mu się wydaje.

To znaczy?

Nie jest normalne, że w ciągu kilku miesięcy tak młody piłkarz ma problem z tą samą kontuzją. Że tak wielkiego talentu nie jest w stanie wytrzymać jego ciało. Radziłem Brzęczkowi, by znalazł jakiegoś specjalistę. Ja nie jestem lekarzem, ale słyszałem o przypadkach, że urazy mogą wynikać z nieprawidłowego ułożenia bioder czy odrobinę krótszej jednej nogi. Prosiłem Lindemanna, żeby wskazał specjalistę, jeśli Błaszczykowski czy Brzęczek się do niego zwrócą. W tej samej sprawie zadzwoniłem do Hansa Joachima Watzkego, menedżera Borussii, bo moim obowiązkiem jest pomóc Kubie.

To prawda, że Błaszczykowski ostatecznie nie zwołał konferencji prasowej właśnie po interwencji Watzkego?

Nie wiem. Rozumiem Kubę. Był rozczarowany i szukał winnych, Beenhakker był pierwszy z brzegu. Czasem tak bywa, że coś powiesz pod wpływem emocji, a następnego dnia rano zastanawiasz się, co też najlepszego narobiłeś.

Jacek Bąk sam zrezygnował z występów w kadrze. Pan zamknie drzwi przed kimś innym?

Nie, będę powoływał najlepszych. 80 procent drużyny mam, ale muszę poczekać, aż ruszą ligi, zadzwonić do trenerów, zapytać o dyspozycję zawodników. Piłkarze w Austrii zrobili wszystko, żeby było dobrze, podporządkowali temu życie prywatne. Myśli pan, że taki Krzynówek nie chciał wygrać z Niemcami? Byliśmy jednak dziwnie wypaleni, podobny problem mieli na przykład Czesi.

Jak pan myśli, ilu kibiców wierzy w powodzenie eliminacji do mundialu?

Nie wiem. Może 60, może 70 procent?

Wielu z nich traktowało pana jak półboga, a teraz już wiedzą, że jest pan tylko człowiekiem.

Pamiętam, jak w 2006 roku pojechałem do Bełchatowa i miałem przyjemność poznać Oresta Lenczyka. Powiedział mi wtedy: „Leo, w Polsce, jak odniesiesz sukces, to będziesz bogiem, jak przegrasz – będziesz znaczył mniej niż kawałek gówna na bucie”. Teraz powoli się okazuje, że miał rację. Zapewne wszyscy znają słowo szacunek, ale nie wszyscy znają jego znaczenie. Jeśliby czytać wszystko, co o mnie napisano po Euro... Pozbierałem się jednak, dam radę. Jestem gotowy na kolejną rundę.

RZ: Hasło: „Polska w Euro 2008” kojarzy się panu z...?

Leo Beenhakker:

Pozostało 99% artykułu
Piłka nożna
Zgrupowanie reprezentacji. Czas pożegnań i debiutów
futsal
Mistrzostwa świata w futsalu. Brazylia wraca na tron
Piłka nożna
Robert Lewandowski ucieka konkurencji. Hat trick i tytuł piłkarza meczu
Piłka nożna
Wolna konkurencja w piłce nożnej. Decyzja TSUE wstrząśnie rynkiem transferowym
Piłka nożna
Ultrasi we włoskiej piłce. Szefowie brudnego biznesu