Barcelona wydała tego lata na transfery ponad sto milionów euro - to dziesięć razy tyle, ile wynosi roczny budżet Wisły. Na mecze Barcelony przychodzi po sto tysięcy ludzi - to dziesięć razy tyle, ile ogląda mecze w Krakowie. W Barcelonie grają mistrzowie świata i Europy, a Ronaldinho przegania się głównie dlatego, bo psuje atmosferę. W Wiśle jest jeden piłkarz, który pojechał na Euro, niczego zresztą na nim nie zdziałał, a teraz dochodzi do siebie po kontuzji.
Co ma mówić swoim piłkarzom trener Maciej Skorża, żeby uwierzyli, że są w stanie sprawić niespodziankę i przywieźć z Camp Nou korzystny wynik? Musi oszukiwać. Wczoraj po południu w hotelu La Melia mistrzowie Polski próbowali wmówić sobie, że w środę grają nie meczu życia, ale zupełnie zwyczajne spotkanie. Jeżeli tylko przez chwilę zrozumieją, że próbują mierzyć się z legendą drużyny i stadionu - przegrają na pewno.
Do dziennikarzy na chwilę zszedł Mariusz Pawełek - bramkarz-kadrowicz tylko wtedy, gdy w reprezentacji nie mogą wystąpić najlepsi. Jutro jego kariera może nabrać zawrotnego przyspieszenia, albo zatrzymać się na dobre. Wyglądał na zdenerwowanego, jakby wyszedł z pokoju tylko po to, by nie być jeszcze myślami na Camp Nou. Czy robią na panu wrażenie nazwiska rywali, czy wiecie ile Barcelona wydała pieniędzy na wzmocnienia? - padło pytanie. Pawełek długo szukał odpowiedzi, aż przyznał, że zwyczajnie go zatkało i nie powie nic. Zarzeka się, że nie myśli o tym, jakie nieszczelna obrona dała możliwości wykazania się talentem Arturowi Borucowi podczas Euro. - Artur na pewno wolałby nie mieć tych sytuacji - stwierdził.
Właśnie obrona jest największym problemem Skorży przed jutrzejszym meczem. Arkadiusz Głowacki z powodu kontuzji do Barcelony nawet nie przyleciał, gdyby mecz miał być rozgrywany we wtorek nie zagrałby także Piotr Brożek. Na szczęście po ligowym meczu cudownie ozdrowiał Cleber, który teraz denerwuje się nawet na pytania o rzekomą kontuzję. W poniedziałek jeszcze przed pierwszym treningiem na Camp Nou Brazylijczyk poszedł do klubowego sklepu Barcelony. Później zawodnicy oswajali się ze stadionem, na którym kolorowe krzesełka układają się w napis - „Barca, więcej niż klub”. Mówi się, że Wisła ma szanse na zwycięstwo, jeśli w 60. minucie piłkarze nie zaczną się umawiać z rywalami na wymianę koszulek. Skorża chce odciąć swoich piłkarzy od zamieszania, którego w Barcelonie tak naprawdę nie ma. Na ulicach plakaty informują o sobotnim meczu towarzyskim z Boca Junior Buenos Aires, na który zresztą już dzisiaj sprzedano więcej biletów, niż na spotkanie z Wisłą. Bilety na najdalsze sektory dla „socios” kosztują tylko 14 euro, czyli taniej już się nie da. Piłkarze Josepa Guardioli mówią, że zwycięstwo nad Wisłą jest dla nich oczywiste, bo są o klasę lepsi od rywala. Nawet strona internetowa rzetelnej zazwyczaj „Marki” nazwisko polskiego trenera pisze „Sforza”, tak jak niezłego przed laty szwajcarskiego piłkarza Chiriaco, albo dawno temu królowej Bony.
Wisła zagra jednak z nową Barceloną. Nową, znaczy głodną sukcesów, bo trzecie miejsce na koniec ostatniego sezonu i tylko półfinał Ligi Mistrzów uznano za wielkie rozczarowanie, ale nową, czyli także nieobliczalną. Z hukiem pożegnano Ronaldinho, Deco odszedł po cichu tylko dlatego, bo chcąc zarobić chociaż 10 milionów euro nie można było nagłaśniać jego codziennych, rozrywkowych zwyczajów. Przeciwko mistrzom Polski nie zagra też uważany za największego geniusza, jaki kiedykolwiek grał na Camp Nou Argentyńczyk Leo Messi, bo wybrał grę na igrzyskach, za nic robiąc sobie delikatne grożenie palcem prezydenta Joana Laporty.