Nie ma wdzięczniejszego tematu niż pijany tytan boiska. Chyba że mamroczący mąż stanu czy leżący w pokrzywach demon sceny i ekranu. Naturalnym zakończeniem każdego meczu od poziomu ludowych zespołów sportowych po trzecią, a może i drugą ligę jest zaproszenie piłkarza na obiadek. Przed szatnią czeka zawsze wianuszek kibiców, którymi zapełniają się restauracje i bary całej Polski. Różne Świerkowe, Pod Sosnami, Jubileuszowe, Stylowe, Popularne... Kiedy atmosfera robi się coraz przyjemniejsza, ktoś wpada na pomysł, żeby zaprosić „Zośkę z czołgowiska”, bo Zośka jest porządna dziewczyna i na pewno nie odmówi Jarkowi, który bramki strzelił dwie.
Piłkarz teoretycznie może nie przyjąć zaproszenia, ale rzadko to robi. Status idola nakłada na niego obowiązek bratania się z kibicami. Nikt nie lubi, kiedy mówi się o nim na trybunach – może i dobrze gra, ale to cham, bo nie chciał się z nami napić. Poza tym to przecież przyjemna sytuacja. Umiejętność gry łączy się z popularnością, co z kolei przynosi wymierne korzyści – jemy i pijemy za darmo. I bywa, że zawodnik się uzależnia.
Kiedy mimo takiego wyniszczającego trybu życia udaje mu się awansować, w lepszych klubach i większych miastach spotyka się z podobnymi dowodami sympatii kibiców, tyle że w bardziej wyrafinowanych formach. Restauracje powiatowej kategorii zastępują lokale modne, drogie i trendy, a zamiast Zośki pojawia się Jowita, która w zeszłym tygodniu była z aktorem z serialu. Detalicznego sprzedawcę oranżady zastępuje w roli sponsora właściciel biura podróży. Jego kierowca odwozi zmęczonego piłkarza nie dziesięcioletnią beemką po wypadku w Rajchu, tylko wypasionym lexusem. Mechanizmy są takie same.
Inna kategoria zabawy to koleżeńska prywatka w swoim gronie. Wprawdzie co pewien czas słyszymy o buncie i strajkach piłkarzy ligowych, którym właściciele klubów nie wypłacają pieniędzy na czas, ale wydaje się, że to nie wpływa na poziom życia futbolistów. Parkingi klubowe pełne są najdroższych aut, na jakie normalnych ludzi nie stać.
Honoraria sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie nie są w ekstraklasie rzadkością, więc piłkarze mają się za co bawić. A jeśli ktoś ma pilną potrzebę, może jeszcze sprzedać mecz, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto go chętnie kupi.