Już na początku eliminacji remisujemy mecz, który powinniśmy wysoko wygrać...
Leo Beenhakker:
Dobrze graliśmy tylko w pierwszej połowie, przez 30 minut. Zawodnicy wykonywali wszystkie wcześniejsze założenia, gra była w naszych rękach. Pozwoliliśmy rywalowi na pierwszy rzut rożny czy wolny w okolicach naszego pola karnego dopiero po kilkudziesięciu minutach. Niestety, straciliśmy gola jeszcze przez przerwą. Chciałem, aby drużyna rozpoczęła drugą połowę tak samo jak pierwszą. Murawski był już bardzo zmęczony, dlatego dałem szansę Bandrowskiemu, z powodu kontuzji Bosackiego i wymianie go na Jopa, straciłem drugą zmianę, którą mogłem wykorzystać na wprowadzenie ożywienia do ataku. Wynikiem jestem bardzo rozczarowany, ale spokojnie - to dopiero początek eliminacji, to jeszcze nie katastrofa.
Łukasz Piszczek - jedyny napastnik w pana drużynie, w Hercie Berlin dwa ostatnie mecze grał jako prawy obrońca, a na szpicy nie był chyba jeszcze wystawiony nigdy. Dlaczego zdecydował się pan właśnie na nim oprzeć cały atak?
Wiem, że Piszczek jest bardziej skrzydłowym niż środkowym napastnikiem, dlatego na pierwszy skład szykowałem Pawła Brożka, który jednak z powodu kontuzji nie mógł zagrać. Mogłem także zaryzykować i dać szansę Robertowi Lewandowskiemu, jednak uznałem, że to jeszcze za duża odpowiedzialność. Nie zgodzę się jednak, że Piszczek to słaby napastnik. Według mnie jest bardzo groźny, a poza tym przez kilka dni treningów we Wronkach pokazał mi, że jest w dobrej formie. Z trenerem Herthy jestem w stałym kontakcie, wiem, że wystawia go na różnych pozycjach, bo takie ma potrzeby, ale zgadza się ze mną, że Łukasz może grać także na szpicy ataku.