Powstanie październikowe

POLSKA - CZECHY 2:1 po golach Brożka i Błaszczykowskiego. Takie mecze zdarzają się polskim piłkarzom raz na dwa lata. Pokonali Czechów tak jak kiedyś Portugalię - niespodziewanie, zasłużenie i w pięknym stylu - pisze Michał Kołodziejczyk z Chorzowa

Aktualizacja: 13.10.2008 08:59 Publikacja: 12.10.2008 18:13

Jakub Błaszczykowski, Paweł Brożek, Roger Guerreiro

Jakub Błaszczykowski, Paweł Brożek, Roger Guerreiro

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Pojutrze mecz ze Słowacją. Po nim Polska może skończyć pierwszą część eliminacji jako samodzielny lider Nasza piłka, pełna nieudolności, afer i skandali, znów na jakiś czas zamieniła się w bajkę. W jeden wieczór, tak jakby ktoś pstryknął palcami. Kibice znowu wierzą, wyśmiewani zawodnicy są bohaterami, a kolejne zwycięstwa nagle wydają się być oczywiste.

Role były przecież rozpisane inaczej. Leo Beenhakker odejdzie ośmieszony wynikiem meczu z Czechami, kurator znów wejdzie do związku, bo już nie będzie czego żałować, a temat "zwalnianie trenera i zatrudnianie następcy" doda skrzydeł niejednemu kandydatowi na nowego prezesa PZPN. I znów nic z tego. Przyparta do ściany reprezentacja odbiła się od niej do wielkiego zwycięstwa. Tak jak dwa lata temu, też w październiku, w meczu z Portugalczykami. Wygrała z jedną z najlepszych drużyn Europy, ma nad Czechami już sześć punktów przewagi. Może trudno ten sukces logicznie wytłumaczyć, ale jakie to ma znaczenie. Dziś liczy się tylko 14 bohaterów, którzy pokonali Czechy. A zwłaszcza dwaj z nich, Paweł Brożek i Jakub Błaszczykowski.

Gdy spiker w Chorzowie wyczytywał imiona piłkarzy i czekał aż kibice wykrzyczą nazwiska - czasami odpowiadała mu cisza. Takiego składu mało kto się spodziewał. W ataku zamiast Łukasza Sosina Brożek. W bramce nie Łukasz Fabiański, a Artur Boruc. Z lewej strony obrony Jakub Wawrzyniak. Beenhakker podobno aż pół godziny przekonywał swoich asystentów, by postawić na Wawrzyniaka, a nie Jacka Krzynówka.

Piłkarze potrzebowali mniej niż pół godziny by pokazać, że to były dobre decyzje. Była 27. minuta, gdy dwóch byłych kolegów z Wisły Kraków rozpoczęło jedną z najpiękniejszych akcji tych eliminacji. Brożek oddał piłkę Błaszczykowskiemu i pobiegł szukać sobie miejsca bliżej pola karnego. Błaszczykowski ruszył na czterech Czechów, dwa razy był bliski przewrócenia się, ale odzyskał równowagę, minął rywali i podał do Brożka. Ten zobaczył wysuniętego Petra Cecha i strzelił zza pola karnego do siatki. To jego pierwszy bardzo ważny gol w bardzo ważnym meczu. Beenhakker podniósł w górę obie ręce. Ostatnio taką radość mógł pokazywać tylko w reklamie, kiedy stojąc na przystanku autobusowym dyrygował kibicami wywieszającymi flagi na balkonach.

Po drugim golu, w 52. minucie, Beenhakker poszedł na całość. Rozłożył ręce tak jakby udawał samolot i odwrócił się w stronę trybun. Gol był przepiękny. Roger podał do Błaszczykowskiego, piłkarz Borussii biegł sam przez 30 metrów z piłką przy nodze, szybciej niż goniący go obrońcy, grający na co dzień w największych klubach. Gdy wpadał w pole karne, miał po lewej stronie rzucającego się wślizgiem Tomasa Ujfalusiego, a przed sobą Cecha. Oni byli przestraszeni, on spokojny. Uderzył lekko, technicznie, lobem. Jak później przekonywał, wiedział, że bramkarz Chelsea zawsze rzuca się na boki.

Podobno trener Petr Rada nie wytrzymał ciśnienia pierwszego ważnego meczu. Tak mówili czescy dziennikarze. Miroslav Slepicka i Zdenek Pospech w podstawowym składzie byli oznakami strachu selekcjonera, który nie chciał odważnie zaatakować, mimo że przywiózł armię pewnych siebie piłkarzy. Okazało się, że zbyt pewnych siebie.

Michał Żewłakow mówi, że im jest starszy, tym bardziej wierzy w magię dat, liczb i w to, że nic nie dzieje się przypadkowo. 11 października 2006 roku, w meczu który również rozpoczął się o 20.30, sędziowanym również przez Wolfganga Starka, Polacy wygrali z Portugalią i powstali z kolan po fatalnym początku eliminacji. Wygrali 2:1, tracąc gola w końcówce i tak samo było tym razem. Trzy minuty przed końcem Martin Fenin pokonał Boruca i zrobiło się nerwowo. Każda kolejna sekunda wydawała się być minutą, minuta - godziną. Roger w narożniku boiska pięć razy zmuszał rywali do wybicia piłki na aut. „We are the champions” po ostatnim gwizdku smakowało wyjątkowo.

Beenhakker przyszedł na konferencję smutny, choć jeszcze kwadrans wcześniej szalał z radości. Przypomniał, że przez trzy ostatnie miesiące traktowany był w Polsce jak kawałek gówna, a wcześniej - jak bóg. - A ja nie jestem ani gównem, ani bogiem - powiedział, po czym wstał, podziękował i nie czekając na rzecznika prasowego i swoich asystentów wyszedł z sali. Ci, których jego zwycięstwo nie cieszyło, smucili się już we własnym gronie.

Niedzielny trening był otwarty dla kibiców i bardzo wesoły. W środę w Bratysławie gramy ze Słowacją, znowu jedziemy gdzieś jako faworyci. Z wiarą, że Mariusz Lewandowski znowu będzie tak odbierał rywalom piłkę, Błaszczykowski z Euzebiuszem Smolarkiem tak walczyli, Żewłakow i Dudka tak przeszkadzali, Boruc tak bronił, a Brożek strzelał. A właściwie - z czymś więcej niż tylko wiarą.

[ramka][srodtytul]Grupa 3 eliminacje mistrzostw świata[/srodtytul]

[b]Polska - Czechy 2:1 (1:0)[/b]

Bramki - dla Polski: Paweł Brożek (27), J. Błaszczykowski (53); dla Czech: M. Fenin (87). Żółte kartki: D. Dudka (Polska), R. Kovac (Czechy). Sędziował W. Stark (Niemcy). Widzów: 45 000.

Polska: Boruc - Wasilewski, Żewłakow, Dudka, Wawrzyniak (43, Krzynówek) - Błaszczykowski, M. Lewandowski, Murawski (90+1, Jodłowiec), Smolarek - Roger - Paweł Brożek (69, R. Lewandowski).

Czechy: Cech - Grygera (58, Sionko), Rozehnal, Ujfalusi, Jankulovski - Pospech, Kovac, Plasil, Sirl - Baros (81, Fenin), Slepicka (58, Sverkos).

[b]San Marino - Słowacja 1:3 (1:2)[/b]

Bramki - dla San Marino: A. Selva (45); dla Słowacji: S. Sestak (33), J. Kozak (39), M. Karhan (50). Żółte kartki: C. Valentini, M. Berretti (San Marino); R. Kratochvil, P. Petras (Słowacja). Czerwona kartka (za drugą żółtą): R. Kratochvil (Słowacja, 73). Sędziował S. Kever (Szwajcaria).

San Marino: A. Simoncini - C. Valentini, Bacciocchi (46, Albani), Della Valle, D. Simoncini (84, M. Vitaioli), Mauro Marani - Berretti (72, G. Bonini), Vannucci, Michele Marani - Manuel Marani - Selva.

Słowacja: Kamenar - Krajcik, M. Petras, Kratochvil, M. Cech - Borbely (46, Karhan) - Sestak (85, P. Petras), J. Kozak, Jendrisek - Vittek, Mintal (62, Jakubko).

[srodtytul]Słowenia - Irlandia Północna 2:0 (0:0)[/srodtytul]

Bramki: M. Novaković (84), Z. Ljubijankić (85). Żółte kartki: B. Cesar, M. Sisić, A. Komac, A. Kirm (Słowenia); S. Davis, K. Lafferty, C. Baird, G. McCartney, J. Evans (Irlandia Płn). Sędziował E. Iturralde Gonzalez (Hiszpania).

Słowenia: Handanović - Brecko, Suler, Cesar, Ilić - Sisić (81, Birsa), Komac, Koren, Kirm (90+2, Matić) - Dedić (69, Ljubijankić), Novaković.

Irlandia Północna: Taylor - McAuley, McCartney, Hughes, Evans - Gillespie, Davis, Baird, McCann (73, McGivern), Lafferty - Healy.

1. Polska 3 7 5-2

Słowenia 3 7 5-2

3. Słowacja 3 6 6-4

4. Czechy 2 1 1-2

5. Irlandia Płn. 3 1 1-4

6. San Marino 2 0 1-5

[b]W środę grają [/b]

- Irlandia Płn. - San Marino Czechy - Słowenia Słowacja - Polska

[b]POZOSTAŁE MECZE[/b]

- 19.11.2008: San Marino - Czechy ? 11.02.2009: San Marino - Irlandia Płn.

- 28.03.2009: Słowenia - Czechy

Irlandia Płn. - Polska

- 01.04.2009:

Czechy - Słowacja

Irlandia Płn. - Słowenia

Polska - San Marino

- 06.06.2009: Słowacja - San Marino

- 19.08.2009: Słowenia - San Marino

- 05.09.2009: Polska - Irlandia Płn.

Słowacja - Czechy

- 09.09.2009: Słowenia - Polska

Irlandia Płn. - Słowacja Czechy - San Marino

- 10.10.2009: Czechy - Polska

Słowacja - Słowenia

- 14.10.2009: San Marino - Słowenia

Czechy - Irlandia Płn. Polska - Słowacja[/ramka]

[ramka][srodtytul]Mówią trenerzy [/srodtytul]

[b]Leo Beenhakker, Polska[/b]

Przez godzinę potrafiliśmy zatrzymywać Czechów w środku boiska, co nie każdemu się udaje. Wynikało to z bardzo dobrego przygotowania fizycznego oraz wiedzy o mocnych i słabych stronach przeciwnika. My na to zwycięstwo bardzo solidnie zapracowaliśmy. Momenty bardzo dobre mieszały się jednak ze słabszymi. Czesi nawet kiedy tracą bramki, nie przestają być bardzo groźnym przeciwnikiem. Wiadomo, że kiedy przegrywasz 0:2, będziesz za wszelką cenę dążył do odrobienia strat. Trzeba więc jak najdłużej utrzymywać się przy piłce, bo tylko to daje kontrolę nad grą.

Myśmy o tym kilka razy zapomnieli, a może po prostu nie potrafiliśmy zrealizować tego, co było w planie. W wyniku takiego błędu straciliśmy bramkę. Powinniśmy spokojnie utrzymać dwubramkową przewagę, a po golu Czechów ostatnie minuty stały się dla wszystkich niepotrzebną wojną nerwów.

Muszę powiedzieć, że stadion był dzisiaj wspaniały. Kibice stworzyli fantastyczną atmosferę. Czujemy się tutaj znakomicie, wiemy, dla kogo gramy i po co ci ludzie tu przyszli lub przyjechali z całej Polski. W takich warunkach chce się grać i to zawodnikom bardzo pomaga. Nie czuliśmy presji związanej z tym wszystkim, co działo się ostatnio wokół PZPN. Przygotowywaliśmy się normalnie, jeśli tak można powiedzieć po opóźnionym starcie ligi i specyficznej atmosferze, z jaką mieliśmy do czynienia. Ale takie sytuacje czasami bardziej mobilizują. Jestem dumny i szczęśliwy, ponieważ w dobrym stylu wygraliśmy bardzo ważny mecz. Natomiast przez ostatnie trzy miesiące czułem się nieszczególnie. Raz robicie ze mnie boga, a innym razem kawałek gówna. Nie jestem ani jednym, ani drugim.

[b]Petr Rada, Czechy[/b]

Nie zagraliśmy tak, jak planowaliśmy. Mieliśmy utrzymywać piłkę jak najdłużej i wrzucać ją za plecy polskich obrońców. Środkowi obrońcy dostali zadanie pomagania drugiej linii, włączania się do akcji, ale i tego nie robili. Dalekie podania Polaków miały być przechwytywane, by stać się początkiem naszych kontrataków. To też się nie powiodło. Kiedy chcieliśmy rozpocząć drugą połowę od natarcia – szybko straciliśmy bramkę na 2:0. Gol Fenina na 2:1 padł zbyt późno, nie mieliśmy już czasu na doprowadzenie do remisu. W sumie to bardzo nieprzyjemna strata punktów. Nasza porażka jeszcze o niczym nie przesądza, nie zamyka nam żadnej z dróg. Mamy wprawdzie zaledwie jeden punkt po dwóch meczach, ale zostało ich jeszcze osiem. Od tej pory musimy po prostu wszystkie wygrywać.

[i] —notował s.t.s.[/i][/ramka]

[ramka][srodtytul]Powiedzieli [/srodtytul]

[b]Jakub Błaszczykowski[/b]

Pokazaliśmy to, co w sporcie najpiękniejsze. W sobotę wygrali teoretycznie słabsi. I wygrali zasłużenie. Byliśmy bardziej zdeterminowani. Wydaje mi się, że bardziej nam się chciało niż rywalom. Na boisku potrzeba trochę szczęścia. Zanim podałem Pawłowi, mogłem kilka razy stracić piłkę. Nieważne, kto strzela, kto asystuje, liczy się tylko wynik meczu. A mój gol? Ja nie chciałem strzelać... Żartuję. Przed meczem wiedziałem, że Petr Cech szybko kładzie się na ziemię i postanowiłem spróbować właśnie takiego strzału. Mam nadzieję, że zwycięstwo nad Czechami to początek naszego marszu w górę.

[b]Dariusz Dudka[/b]

Zagraliśmy bardzo dobry mecz, ale szkoda, że straciliśmy bramkę. Wymieniliśmy kilkanaście podań, kibice fetowali już zwycięstwo, a nagle Czesi zabrali nam piłkę i wyprowadzili groźny kontratak. Nie zdążyliśmy się odpowiednio ustawić, strzał nie był jednak zbyt groźny i mogliśmy mu zapobiec. Chciałbym, żeby mecz z Czechami był przełomem, ale musimy potwierdzić swoją klasę w środę w spotkaniu ze Słowacją. Nie sądzę, żeby trener chciał zmieniać skład, chociaż wątpliwy jest występ Jakuba Wawrzyniaka.

[b]Michał Żewłakow[/b]

Do perfekcji ciągle dużo nam brakuje, ale zwycięstwo przyszło w bardzo ważnym momencie. Wzmocniliśmy się psychicznie, pokonanie tak mocnej drużyny doda sił, by walczyć o stracone miejsca w drużynach klubowych. A cieszy nie tylko wynik, ale przede wszystkim dobra gra. W Bratysławie chcemy potwierdzić, że kryzys mamy już za sobą: podtrzymać passę i znowu wygrać. Przed początkiem eliminacji powiedziałem, że gwiazdami w naszej drużynie tym razem będą Kuba Błaszczykowski i Paweł Brożek. Jak widać – miałem rację.

[b]Paweł Brożek[/b]

Cieszę się z mojego pierwszego gola w kadrze od debiutu z Meksykiem. To bramka w bardzo ważnym spotkaniu, dlatego smakuje podwójnie. Gol jest zasługą Kuby Błaszczykowskiego, który przeprowadził piękną akcję. Świetnie nam się razem grało jeszcze w Wiśle. Dobry piłkarz z dobrym piłkarzem zawsze się dogada.

[i]—notował koło[/i][/ramka]

Pojutrze mecz ze Słowacją. Po nim Polska może skończyć pierwszą część eliminacji jako samodzielny lider Nasza piłka, pełna nieudolności, afer i skandali, znów na jakiś czas zamieniła się w bajkę. W jeden wieczór, tak jakby ktoś pstryknął palcami. Kibice znowu wierzą, wyśmiewani zawodnicy są bohaterami, a kolejne zwycięstwa nagle wydają się być oczywiste.

Role były przecież rozpisane inaczej. Leo Beenhakker odejdzie ośmieszony wynikiem meczu z Czechami, kurator znów wejdzie do związku, bo już nie będzie czego żałować, a temat "zwalnianie trenera i zatrudnianie następcy" doda skrzydeł niejednemu kandydatowi na nowego prezesa PZPN. I znów nic z tego. Przyparta do ściany reprezentacja odbiła się od niej do wielkiego zwycięstwa. Tak jak dwa lata temu, też w październiku, w meczu z Portugalczykami. Wygrała z jedną z najlepszych drużyn Europy, ma nad Czechami już sześć punktów przewagi. Może trudno ten sukces logicznie wytłumaczyć, ale jakie to ma znaczenie. Dziś liczy się tylko 14 bohaterów, którzy pokonali Czechy. A zwłaszcza dwaj z nich, Paweł Brożek i Jakub Błaszczykowski.

Pozostało 91% artykułu
Piłka nożna
Lucjan Brychczy. Ta legenda na pewno nie umrze
Piłka nożna
Lucjan Brychczy nie żyje. Legendarny piłkarz Legii miał 90 lat
Piłka nożna
Dramatyczne chwile w meczu Serie A. Edoardo Bove stracił przytomność
Piłka nożna
Jamie Bynoe-Gittens. Strzelił gola Bayernowi, chcą go wielkie kluby
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Barcelona zawiodła. Robert Lewandowski - też
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska