Było już po 22, gdy Janusz W. wreszcie pojawił się przy wyjściu z budynku wrocławskiej prokuratury. Ale nie tam, gdzie wszyscy się go spodziewali, tylko przy drzwiach od podwórza. Na wszelki wypadek od dziennikarzy odgrodził go jeszcze szpaler mundurowych.
W. odjeżdżał do policyjnej izby zatrzymań tym samym szarym fiatem, którym przywieziono go na przesłuchanie 12 godzin wcześniej. Tyle tylko, że teraz starał się zasłaniać twarz i miał na rękach kajdanki. Był nimi przypięty do jednego z funkcjonariuszy.
Rano wydawał się dość pewny siebie. – Nic nie komentuję, nic nie komentuję – powtarzał, gdy wchodził o 10 do delegatury Prokuratury Krajowej. – Wszystko będziemy wyjaśniać, nie ustawiałem meczów Świtu Nowy Dwór – rzucił do dziennikarzy. Wyjaśnianie trwało bardzo długo, a to jeszcze nie koniec.
W. spędził w areszcie kolejną noc, a dziś rano sąd rozpatrzy wniosek o aresztowanie go na trzy miesiące.
Prokuratura postawiła byłemu selekcjonerowi 11 zarzutów dotyczących ośmiu meczów Świtu w 2004 roku. W. grozi za to 5 lat więzienia. Trener nie przyznał się do winy, ale potwierdził okoliczności przestępstw. Prokuratorzy są przekonani, że W. jest winny. – Dopuścił się tych przestępstw współdziałając z innymi działaczami i zachodzi obawa matactwa – wyjaśniał powody wystąpienia o areszt prokurator Edward Zalewski. Z podobnym wnioskiem prokuratura wystąpi również wobec przesłuchanego w środę Krzysztofa P., obserwatora PZPN z Poznania, któremu zwiększono liczbę zarzutów z czterech do dziesięciu.