[b][link=http://www.rp.pl/galeria/60511,1,283387.html]zobacz galerię zdjęć z meczu[/link][/b]
Artura Boruca po meczu przez strefę, gdzie piłkarze udzielają wywiadów przeprowadziła ochrona. Kilka minut wcześniej polski bramkarz uściskiem dłoni podziękował wszystkim przeciwnikom. Kiedy schodził do szatni kibice na Windsor Park dalej śpiewali o nim piosenki. Śpiewali o tym, że Artur Boruc jest ich bohaterem, że wreszcie bramkarz Celticu Glasgow zrobił coś dobrego dla protestantów.
Boruc stał się ofiarą samego siebie. Tym razem nikogo nie prowokował, nie żegnał się przed trybuną irlandzkich kibiców, nie miał pod bluzą koszulki z wizerunkiem papieża, ale show, które urządza od lat zniszczyło marzenia reprezentacji o mistrzostwach świata. Trener rywali Nigel Worthington przyznał później, że kazał każdemu swojemu piłkarzowi wywierać na Borucu jak największą presję, mówić do niego, nie uciekać z pola karnego, gdy wybijał piłkę. Swoje dołożyli też kibice i Polak nie wytrzymał.
Była 10. minuta, kiedy gospodarze strzelili pierwszego gola. Boruc grał pod słońce, losowanie stron wydawało się mieć w tym meczu olbrzymie znaczenie. Ze zbyt głębokim dośrodkowaniem nie poradził sobie ani nasz bramkarz, ani Jakub Wawrzyniak, który patrzył na Boruca, który nie wiedzieć czemu postanowił nie interweniować. Piłka trafiła do Warrena Feeneya i trzeba było odrabiać straty. Jeszcze gorzej było po godzinie gry, gdy Polacy musieli odrabiać straty po raz drugi i okazało się, że słońce w tym meczu nie odgrywa decydującej roli, bo drużyna Leo Beenhakkera źle gra także po przerwie. Było już 1:2, atakowali Irlandczycy, ale piłkę przejął Michał Żewłakow i podał swojemu najlepszemu przyjacielowi - Borucowi. Mocno, w światło bramki, czyli tak, jak nie podaje się nawet w juniorach, bo trener od razu zdejmuje z boiska. Żewłakow wiedział, że nawierzchnia na Windsor Park bardziej od boiska przypomina kartoflisko, wiedział też o tym bramkarz, jednak nie próbował opanować piłki, tylko chciał od razu wykopać ją w przód. Nie zdołał, podskoczyła na nierówności i wpadła do bramki. Identycznie, jak dwa lata temu Paulowi Robinsonowi w meczu Anglików z Chorwacją. Powtórki tamtego gola biły rekordy popularności w Internecie przez wiele miesięcy. Teraz Robinson ma silną konkurencję.
Boruc zawalił mecz reprezentacji drugi raz z rzędu, w ostatnim jesiennym spotkaniu w końcówce meczu ze Słowacją przepuścił dwa gole, za które musiał przepraszać kolegów z drużyny. W sobotę podobno nie przepraszał, w szatni panowała cisza.