Koledzy małego Mariusa Guardioli mają z jego ojcem niepisaną umowę. Gdy Pep każdego ranka przywozi syna do szkoły, witają go, podsuną coś do podpisu, ale bez zbiegowiska, żeby nie drażnić nauczycielek. I tak było aż do poranka dwa tygodnie temu, gdy umowy nie dało się już dotrzymać. W oknach szkoły stanęły dzieciaki przebrane w koszulki Barcelony, a gdy przyjechali mały i duży Guardiola, zaczęły wiwatować. – Czemu klaszczą, papa? – zapytał Marius. – Bo są zadowoleni synku – odpowiedział Pep.
To był dzień, w którym do Katalonii wrócili zwycięzcy z Londynu, bohaterowie ostatniej minuty półfinału Ligi Mistrzów z Chelsea. Stało się to, co Guardiola obiecywał rok wcześniej, gdy ogłaszano, że zostaje nowym trenerem Barcelony: – Nie będę mówił o tytułach i pucharach. Ale mam przeczucie, że ludzie będą z nas dumni.
Siła słów to siła dzisiejszej Barcelony. Do podzielonej wcześniej szatni Guardiola wprowadził podczas swoich rządów to, czego tam najbardziej brakowało: przyjaźń i rozmowę. – Sprawia wrażenie zamkniętego, a przegadał ze mną po meczu kilkanaście minut, o sprawach moich i swoich – mówi Maciej Skorża, który z Wisłą Kraków grał przeciw Barcelonie w eliminacjach Ligi Mistrzów. Trenera Chelsea Guusa Hiddinka Guardiola zaskoczył, podchodząc do niego podczas półfinału, obejmując i mówiąc coś na ucho. Owinął sobie wokół palca kibiców, dziennikarzy, do których na konferencjach mówi po imieniu, i tych wszystkich, którym imponuje trener czytający katalońską poezję, fotografujący i zawsze gotowy do dyskusji. Przyjaciel pisarzy i projektantów. Piłkarski filozof ubrany jak model (jego partnerka Cristina Serra jest córką właścicieli domu mody), najchętniej w coś fioletowego. Nazywany wielkim uwodzicielem, ale uwodzący przede wszystkim siłą przykładu. Ktoś, kto pierwszy przychodzi do pracy i ostatni z niej wychodzi.
Nie udaje alchemika futbolu, tylko zarywa noce przed ekranem komputera, by rano po kilku godzinach analizowania meczów na DVD przekazać piłkarzom parę prostych komend. – On jest chory na futbol – mówi Xavi, rozgrywający Barcelony, który zna Guardiolę od dzieciństwa. I któremu Pep powiedział przed laty: – Ty odeślesz na emeryturę mnie, ale popatrz na Andresa Iniestę. On odeśle nas obu.
[srodtytul]Pierwszy wśród równych[/srodtytul]