Jeszcze bardziej bolesnym ciosem była wielka koszulka Milanu z nr 6 i towarzyszącym jej w wędrówce po trybunie hasłem skandowanym przez tysiące: „To jest prawdziwy i jedyny kapitan, Franco Baresi”. To od Baresiego Maldini przejął kiedyś kapitańską opaskę. Schodząc do szatni, nie wytrzymał. „Jestem dumny z tego, że nie jestem jednym z nich” – rzucił w odpowiedzi na transparenty.
Ta kara spotkała go za to, że zdarzało mu się krytykować kibiców wywołujących bójki na stadionie, napadających na jego partnerów z drużyny lub demonstrujących przeciw polityce transferowej właściciela klubu Silvio Berlusconiego. Maldini nie obrażał nikogo, bo tego nie potrafi, po prostu mówił to, co uważał. I zgodnie ze swoimi zasadami oddzielania życia zawodowego od prywatnego nie bratał się z namolnymi i agresywnymi kibicami, nie stawiał im piwa i nie zapraszał na imprezy. Pod tym względem pozostał nieco w tyle za rzeczywistością i musiał za to zapłacić.
Jego przypadek wiele mówi o narastających na całym świecie problemie kibiców rozumiejących miłość do klubu jako prawo do rządzenia nie tylko na trybunach, ale też w szatniach piłkarzy i gabinetach prezesów. Maldini nie wyciągnął do nich ręki i nie dał sobie założyć smyczy, jak niektórzy jego koledzy z drużyny łaszący się do kibiców za cenę klaki lub przynajmniej spokoju. Tak robili choćby Andrij Szewczenko i Kacha Kaładze, ale nie chodzi tylko o piłkarzy. Często również władze klubu, gdy chciały załatwić jakąś sprawę, zwracały się z tym do kibiców.
[srodtytul]Sto par dżinsów[/srodtytul]
Tak jest i we Włoszech, i w Polsce. Namiestnik Berlusconiego w AC Milan Adriano Galliani nie zabrał głosu w obronie Maldiniego, a przynaglony przez niego odpowiedział, że milczał, bo to jego zdaniem najlepsza reakcja. Zachował się mniej więcej tak, jak prezes Górnika Zabrze po niedawnym ataku kibiców na piłkarzy. Maldini odejdzie, a kibice zostaną. Mogą wyrządzić wiele krzywdy, ale mogą się też Gallianiemu przydać.
W ten sposób zepsuto pożegnanie jednemu z największych dżentelmenów futbolu. Piłkarzowi lubianemu nawet przez rywali, którego trzy dni temu kibice Fiorentiny, na której boisku rozegrał ostatni mecz, pożegnali wielkim napisem: „Twoja historia napełnia nas chwałą”. Grając tyle lat w obronie, Maldini nie dał się zapamiętać z żadnego brutalnego faulu. Nie robił z siebie gwiazdy, choć mógłby: bogaty, utytułowany, przystojny. Ożenił się z modelką Adrianą Fossą, miłością lat młodzieńczych. Są szczęśliwym małżeństwem niedającym szans tabloidom. Mają dwóch synów, a jedyną ciekawostką, którą udało się wydobyć pazernym reporterom, było to, że Paolo ma w szafie ponad sto par dżinsów. Na tym nie da się zbudować jakiejś sensacyjnej historii.