„Italia na ziemi” – rozdziera szaty „La Gazzetta dello Sport” po wczorajszej przegranej 0:3 z Brazylią, odsyłającej reprezentację do domu. Dziś na czołówkach włoskich gazet będą różne ujęcia tej samej sceny: Andrea Dossena zamiast przejąć piłkę po podaniu Robinho, wbija ją do własnej bramki obok Gianluigiego Buffona.
To był gol na 0:3, najcięższy cios dla zdezorientowanych Włochów. Pierwszy zadał im w 37. minucie Luis Fabiano po podaniu Maicona, drugi też Fabiano, ale po podaniu świetnego tego wieczoru Kaki. Ciosów było więcej, nie wszystkie sięgnęły celu: Ramirez trafił w poprzeczkę bramki Buffona, Lucio w słupek. Aktualni mistrzowie świata nie mieli żadnego sposobu na poprzednich zwycięzców mundialu. Nie potrafili strzelić Brazylii choćby jednej bramki, tej, która przepchnęłaby ich do półfinału, bo w drugim spotkaniu grupy B USA nieoczekiwanie pokonały Egipt 3:0.
Włosi nie skorzystali z szansy i to Amerykanie zmierzą się w środę w walce o finał z bijącymi rekordy Hiszpanami. Mistrzowie Europy po Euro 2008 zmienili trenera, ale ustawienie i styl gry pozostały te same. Vicente del Bosque dodał tylko do listy Luisa Aragonesa kilka nowych nazwisk, m.in. Gerarda Pique, Sergio Busquetsa, Pablo Hernandeza. Od kiedy został trenerem, drużyna wygrała wszystkie 13 spotkań. Licząc z półfinałem i finałem Euro (w ćwierćfinale był remis, dogrywka i karne z Włochami), Hiszpanie zwyciężyli 15 razy z rzędu, takiej serii nie miała jeszcze żadna reprezentacja.
W półfinale z USA mogą pobić kolejny rekord – serii meczów bez porażki. Na razie zrównali się z Brazylią, która między grudniem 1993 a styczniem 1996 r. nie przegrała 35 spotkań.
Tamta Brazylia była dość nudną drużyną, trzymaną w ryzach przez pomocników Carlosa Dungę i Mauro Silvę, ciągle krytykowaną za to, że gra za mało efektownie. Z obecną Hiszpanią jest zupełnie inaczej. Gra pięknie, atakuje z niezachwianym przekonaniem, że prędzej czy później musi strzelić gola. Na bramkę w meczu z RPA czekała długo. Jeszcze w 51. minucie David Villa zmarnował rzut karny podyktowany za faul na Cescu Fabregasie, ale kilkadziesiąt sekund później przyjął podanie Alberta Riery na klatkę piersiową, odwrócił się, strzelił nie do obrony i wszystko było jasne.