Polska piłka umiera na raty. Właśnie przyszła pora na zapłacenie kolejnej, tej która zaboli najbardziej. Porażki z Realem Madryt, Barceloną czy Panathinaikosem Ateny przyjmowane były z pokorą. Wyeliminowanie Wisły Kraków w drugiej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów przez Levadię Tallin to wstyd, jakiego jeszcze nie przeżyliśmy.
Estońscy piłkarze zarabiają rocznie tyle, ile ci z Krakowa miesięcznie. Nikt nie zna ich nazwisk, nawet nie marzą o tym, że zajrzy tu jakiś menedżer z naprawdę wielkiego klubu.
Na trybunach małego stadionu w Tallinie pojawił się właściciel Wisły Bogusław Cupiał. Król polskiego kabla usiadł obok króla estońskiej stali Wiktora Lewady – właściciela drużyny gospodarzy. Cupiał kiedyś przychodził na większość meczów w Krakowie, ostatnio bywa rzadko. Kiedy drużyna świętowała mistrzostwo Polski – był, rok temu w Barcelonie na Camp Nou – już nie.
Teraz znów się pojawił. Piłkarze i trener Maciej Skorża mieli prawo być dodatkowo zmotywowani, albo dodatkowo spięci. Pierwszy mecz w Sosnowcu, zakończony zawstydzającym remisem 1: 1, zmuszał ich do walki o zwycięstwo w rewanżu. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem mówiło się o tym, że gdyby nie udało się awansować do trzeciej rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów, Cupiał zrobi porządki jeszcze w Tallinie. Zejdzie do szatni, następnego dnia Skorża w Krakowie będzie już się pakował, a najlepsi piłkarze zostaną sprzedani, by odzyskać chociaż część zainwestowanych pieniędzy.
Wisła w Tallinie przeważała przez cały mecz, jednak nie potrafiła zamienić na bramkę żadnej sytuacji, Estończycy wykorzystali jedną z dwóch – w ostatniej minucie Witalij Ivanov wykorzystał to, że mistrzowie Polski atakowali już całym składem i strzelił zwycięskiego gola. Skorża na konferencji prasowej jeszcze był trenerem Wisły, ale czy będzie nim dzisiaj rano – wątpliwe. Jego drużyna skompromitowała nie tylko całą polską ligę, ale przede wszystkim Cupiała, który ma już pełne prawo nie wierzyć w to, że Wisła kiedykolwiek dostanie się do Ligi Mistrzów.