Tego, że tych dwoje szybko ucieknie reszcie i będzie się ścigać ze sobą, wszyscy oczekiwali, nie spodziewali się tylko, że wyścig będzie jednocześnie tak równy i tak nierówny. Odmieniony latem Real i ta sama od miesięcy Barcelona wygrywają w tym sezonie każdy mecz w lidze i licytują się w liczbie strzelanych goli. Bilans bramek decyduje, kto akurat prowadzi w tabeli. Real w tej kolejce strzelił trzy, Barcelona dwa i na szczycie Primera Division była zamiana. Ale zanim nowy lider z Madrytu pokonał Tenerife 3:0, był wygwizdywany przez własnych kibiców na Santiago Bernabeu za podania do tyłu i bez celu.
Tych nie brakowało, tak jak i w poprzednich meczach, bo sukcesy nowego Realu ciągle pozostają zasługą fantazji wybitnych piłkarzy, a nie ich współpracy. Nawet trener Manuel Pellegrini przyznaje, że drużyna nie wypracowała jeszcze żadnych mechanizmów i musi polegać na zrywach. Takich jak w drugiej połowie meczu z Tenerife dwa gole Karima Benzemy i jeden Kaki.
Brazylijczyk wszedł dopiero po przerwie, bo Pellegrini jest wierny systemowi rotacji i regularnie sadza na ławce nawet największe gwiazdy. Na razie jego Real wygrywa wszystko, bo części składowe ma bez zarzutu. Ale póki jest chaos, talenty tylko się sumują, nie udaje się ich pomnożyć. To Tenerife, drużyna która właśnie awansowała do ekstraklasy, częściej było przy piłce, Real przebudzili dopiero Kaka z Benzemą. "El Pais" napisał nawet o stylu gry niezdarnym jak dziecko Frankensteina. A wyścig liderów podsumowuje tak: Barcelona gra, Real strzela. Mistrz jest bokserem wygrywającym na punkty, a jego rywal z Madrytu - nokautującymi ciosami.
To wybrzydzanie na Real jest trochę dziwne. Jeśli Pellegrini ma się tłumaczyć z bilansu: 15 pkt na 15, 16 goli strzelonych, dwa stracone, to czego oczekiwać np. od Louisa van Gaala, którego Bayern latem też bił swoje transferowe rekordy, a właśnie przegrał po raz kolejny, w meczu na szczycie z HSV 0:1, i jest w Bundeslidze dopiero na siódmym miejscu? Albo Jose Mourinho z Interu, pokonanego w tej kolejce, też 1:0, przez Sampdorię Genua, którą na rynku transferowym Inter rozbiłby w pył?
Problem Realu wciąż nazywa się Barcelona, tego 250 mln euro wydanych latem nie zmieniło w żaden sposób. Ale akurat w tej kolejce Barca też się męczyła, póki trzech punktów na zrytym boisku w Maladze nie zapewnili jej Zlatan Ibrahimović i Gerard Pique. Tyle że nawet w tych mękach, przeciw nastawionemu tylko na przeszkadzanie rywalowi, była sobą. Drużyną, o której Mourinho powiedział, że może grać z zamkniętymi oczami. Chwytała się przećwiczonych sposobów, choćby wcześniej kilka razy zawiodły. Niedawny uczeń Mourinho Zlatan Ibrahimović odnalazł się w katalońskim labiryncie podań zaskakująco szybko. Właśnie strzelił piątą bramkę w piątym ligowym meczu, świetnie współpracuje z Leo Messim.