Piątkomania w pełni – podsycana rekordowym transferem do Milanu z Genoy. Nowy napastnik rossonerich ma 13 ligowych bramek na koncie i do niedawna był liderem strzelców Serie A. Co prawda Krzysztof Piątek ostatnio dał się wyprzedzić trzem rywalom (w tym Cristiano Ronaldo), ale wciąż jest czołowym napastnikiem we Włoszech.
Formą imponuje też Arkadiusz Milik, który w lidze trafił 11 razy, a w ostatnich siedmiu występach zdobył siedem bramek. A ponieważ dobrem narodowym i największą gwiazdą naszego futbolu jest wciąż Robert Lewandowski (12 goli w Bundeslidze w tym sezonie), to coraz głośniej słychać, że reprezentacja nie może sobie pozwolić na to, by nie korzystać ze wszystkich trzech i selekcjoner Jerzy Brzęczek powinien znaleźć miejsce dla tercetu napastników.
O ile jednak Milik potrafi grać nieco bardziej w głębi pola, cofać się do drugiej linii (tak korzystał z niego Adam Nawałka), o tyle Piątek i Lewandowski są bardzo do siebie podobni. Za bardzo. Obaj to klasyczni środkowi napastnicy – wysocy, dobrze zbudowani. Brzęczek już raz spróbował zmieścić obu w drużynie – w październikowym, przegranym 2:3, meczu z Portugalią w Chorzowie. Piątek zdobył nawet bramkę, ale jednak wydawało się, że obaj napastnicy raczej się dublowali niż uzupełniali.
Do eksperymentu selekcjoner już nie powrócił, a kolejne trzy mecze zawodnik Genoy spędził na ławce. Jakby Brzęczek faktycznie uznał, że Piątek jest zmiennikiem Lewandowskiego, a nie partnerem.
– Oni wszyscy są bardzo do siebie podobni, nie da się ukryć – analizuje dla „Rz" Dariusz Dziekanowski. – Szczególnie Piątek z Lewandowskim, bo Milik potrafi się cofnąć, dobrze się czuje w grze na jeden kontakt, umie się zastawiać. Brzęczek ma duży dylemat. Kibice będą się o ustawienie z trójką atakujących upominać, ale trudno mi sobie wyobrazić, by selekcjoner zdecydował się na grę dwoma takimi samymi napastnikami i jeszcze z Milikiem. W takiej sytuacji zostałaby zachwiana równowaga między atakiem a obroną. A my dziś nie mamy w defensywie takiej jakości, by móc aż tak ryzykować.