Czas na wyjście z szulerni

Z Majorki ruszyła właśnie fala, która może zmienić europejski futbol. A polski na tym skorzysta

Publikacja: 29.07.2010 03:11

Czas na wyjście z szulerni

Foto: ROL

Tak zwane finansowe fair play, czyli zakaz wydawania więcej, niż się zarabia, zacznie straszyć kluby dopiero po Euro 2012, ale UEFA już chce być groźna.

Bierze się do zadłużonych i to nie tylko tych z Europy Wschodniej, w których zawsze najłatwiej uderzyć karami. Dziś problemem staje się Zachód. Kryzys dotarł tam do klubów z opóźnieniem, dopiero teraz można zobaczyć, ile jest w ich finansach niezasypanych dziur. Zwłaszcza w wielkich ligach.

Real Mallorca, piąty zespół Primera Division, został wyrzucony z Ligi Europejskiej, bo jest w postępowaniu upadłościowym, ma 87 mln euro długu. Piłkarze protestują, nowy udziałowiec – tenisista Rafael Nadal, próbujący uratować klub ze swojej wyspy, narzeka, że nie rozumie UEFA.

Ale dla jego klubu było już po prostu za późno na dobre wyjście. Przez lata Mallorca nie tylko żyła ponad stan, ale jeszcze była dumna z bajońskich pensji piłkarzy. A ratunku szukała najpierw nie u Nadala, tylko u dziwnych biznesmenów, którzy jednego dnia ogłaszali, że udziały przejmują, a następnego – że nie. Gdy wreszcie postanowiła problem długów rozwiązać, zostało jej tylko postępowanie upadłościowe. Sędzia, który je prowadzi, prosił UEFA, żeby nie odbierać klubowi prawa gry w pucharach, bo to skomplikuje sprawy. Ale przepisy każą odmawiać licencji klubom w upadłości.

[srodtytul]Taki klimat[/srodtytul]

Polskie rekordowe lato transferów to wyjątek od reguły. Gdziekolwiek spojrzeć, jest niewesoło. We Włoszech ledwo dyszy Roma, a razem z nią rodzina Sensich, próbująca od kilku lat sprzedać klub. Olympique Marsylia po mistrzostwie Francji zrobił ledwie jeden transfer, a trener Didier Deschamps mówi, że taki jest dziś klimat w futbolu – po prostu się nie kupuje.

[srodtytul]Gazprom to za mało[/srodtytul]

Manchester United już drugi sezon sprowadza piłkarzy jak najtaniej i wciąż siedzi na bombie, jaką jest kredyt zaciągnięty na jego kupno przez amerykańskich właścicieli. Schalke wierzyło, że miliony od Gazpromu zamienią go w potęgę, ale w ostatnim sezonie ledwo się uratowało przed bankructwem. Tylko dzięki temu, że wszyscy rzucili się klubowi na pomoc, Schalke może teraz sprowadzać Raula.

Wcześniej emisja klubowych akcji i ofiarność kibiców pozwoliły uratować Valencię. Barcelona musiała wziąć ostatnio nagły kredyt, żeby się nie powtórzyły takie problemy z wypłacaniem pensji, jakie miała w czerwcu.

Nowe władze klubu, drugiego najbogatszego na świecie – pierwszym jest Real – zarządziły audyt i okazało się, że w ostatnim sezonie nie było 11-milionowego zysku, jak przekonywał odchodzący zarząd, tylko 77 mln straty. To pierwszy deficyt Barcelony od siedmiu lat, a łącznie jej dług sięga już pół miliarda euro.

W Holandii zupełnie serio się zastanawiają, czy przy czarnym scenariuszu nie upadnie któregoś dnia cała tamtejsza druga liga, a i w ekstraklasie przybywa klubów z problemami. NEC Nijmegen zamknął ostatni sezon z blisko 8-milionową stratą.

Przyzwyczailiśmy się do wyszukiwania w polskiej lidze tego co złe, ale obecne lato pokazuje, jak się zmienia finansowa mapa futbolu i z nią konkurencyjność naszych klubów. Cracovia nagle okazuje się stabilniejszym klubem niż NEC i korzysta na jego zapaści, zabierając Saidiego Ntibazonkizę w promocji za 800 tysięcy euro. Polonię stać na Euzebiusza Smolarka, na którego nie mogła już sobie dłużej pozwolić grecka Kavala.

[srodtytul]W trzy karty[/srodtytul]

Wprowadzenie finansowego fair play to szansa na wyjście z wielkiego kasyna, którym futbol był przez ostatnie lata. Bywał i zwykłą szulernią, w której się grało w trzy karty z menedżerami piłkarzy, szemranymi kandydatami na właścicieli, doradcami finansowymi pomagającymi tak rozliczyć transakcje, żeby jak najwięcej ich przeszło przez raje podatkowe.

Dla polskich klubów ten nowy porządek to szansa. W ekstraklasie już połowa klubów należy do biznesmenów z sukcesami. To jest najlepsza polisa na przyszłość. Kryzys uderzył w Polskę słabiej, ale i nasi właściciele drużyn są inni niż wielu tych, którzy na Zachodzie doprowadzili swoje kluby na krawędź. Choćby od hiszpańskich deweloperów, którzy łatwo wydawali to, co łatwo przyszło.

W Polsce od czasu, gdy z ligi zniknęli handlarze węglem, miliarderzy spod Pniew i inni sprzedawcy marzeń, ich miejsce zajmowali ludzie, dla których futbol to sposób na pokazanie się, a nie tylko przekładanie pieniędzy z lewej kieszeni do prawej. Oni wprowadzali do ligi rachunek ekonomiczny, rzadko pozwalali sobie na szaleństwa.

Najgorszy moment już przetrwali: gdy trzeba było ciągle dokładać, a stadiony przypominały leje po bombie. Teraz do budżetu będą wreszcie mogli zacząć doliczać duże wpływy z biletów i dnia meczu. I zmniejszać przepaść, korzystając też z tego, że ci, którzy nam tak długo uciekali, zaczęli się cofać.

Tak zwane finansowe fair play, czyli zakaz wydawania więcej, niż się zarabia, zacznie straszyć kluby dopiero po Euro 2012, ale UEFA już chce być groźna.

Bierze się do zadłużonych i to nie tylko tych z Europy Wschodniej, w których zawsze najłatwiej uderzyć karami. Dziś problemem staje się Zachód. Kryzys dotarł tam do klubów z opóźnieniem, dopiero teraz można zobaczyć, ile jest w ich finansach niezasypanych dziur. Zwłaszcza w wielkich ligach.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum