Jak Raul został górnikiem

Raul odszedł do Schalke, bo chciał czuć się piłkarzem. W Realu był już tylko pomnikiem stojącym coraz bliżej wyjścia

Aktualizacja: 18.08.2010 07:01 Publikacja: 18.08.2010 03:46

Do Niemiec Raul przeniósł się z całą rodziną: żoną Mamen Sanz i piątką dzieci

Do Niemiec Raul przeniósł się z całą rodziną: żoną Mamen Sanz i piątką dzieci

Foto: Reuters

Pod koniec lipca pomachał na pożegnanie pustym trybunom Santiago Bernabeu. Gdy na ten stadion przyjdzie kilkaset osób, to jakby nikogo nie było, a jego żegnało nie więcej niż pół tysiąca. Wiadomo, sezon urlopowy, klub kibiców nie zapraszał, bo to miała być przede wszystkim uroczystość dla kamer i fleszy. Ale jednak przykro, gdy tak odchodzi legenda, kapitan, który niewiele klubowych rekordów zostawił niepoprawionych. Kilkuset widzów jest na prezentacjach piłkarzy, których Real sprowadza jako zapchajdziury. A gdy kupuje gwiazdę, wita ją kilkudziesięciotysięczny tłum i na boisku staje specjalna scena.

Na Raula czekała dopiero na Arena auf Schalke. Tam szedł po niebieskim dywanie, witał go zapowiadacz walk bokserskich, a dwóch kibiców w górniczych kaskach dało mu bryłę węgla. Żeby pamiętał, że w jego nowym domu pracę ceni się bardziej niż błyskotki.

[srodtytul]Wszystko, żeby grać[/srodtytul]

Będzie największą gwiazdą zaczynającego się pojutrze sezonu Bundesligi. Pierwszy w karierze mecz w innej lidze niż hiszpańska zagra w sobotę w Hamburgu przeciw HSV. Podpisał z Schalke kontrakt na dwa lata. Klub królewski zamienił na robotniczy, a wytworną dzielnicę Madrytu, gdzie miał za sąsiada m.in. Cristiano Ronaldo – na Düsseldorf. Najbardziej utytułowaną drużynę Europy – na Schalke, które mistrzostwa nie zdobyło od ponad pół wieku, a za historyczny sukces uznaje Puchar UEFA z 1997 roku.

[wyimek]Na pożegnaniu z Raulem bardzo zależało Florentino Perezowi. Nigdy za sobą nie przepadali [/wyimek]

Zrobił to wszystko, żeby grać. Nie w USA czy nad Zatoką Perską, choć go stamtąd kuszono większymi i łatwiejszymi pieniędzmi. Ale on chciał się jeszcze pomęczyć. Wybrał Schalke, bo gra w Lidze Mistrzów, a Raul marzy o poprawieniu swojego rekordu bramek w LM, i zostawieniu Filippo Inzaghiego za sobą w klasyfikacji najskuteczniejszych w pucharach. Dziś są rekordzistami wspólnie, z 68 bramkami.

[srodtytul]W gabinecie Pereza[/srodtytul]

Gole i praca to jego nałogi. Wszystko metodycznie planuje, w madryckim domu miał namiot tlenowy, w którym spał, żeby się szybciej regenerować. Mimo 33 lat jest nadal głodny futbolu, jako piłkarz i kibic. Ma miliony na koncie, uwielbienie tłumów, ale nie jest zblazowany. Łatwiej go zobaczyć polującego na niedźwiedzie w Rumunii (polowania to obok samochodów jego największa słabość) niż na nocnych atrakcjach Madrytu. Ciągle kocha tę samą żonę, byłą modelkę Mamen Sanz, z którą ma już piątkę dzieci, najmłodszą Marię i czterech synów. Real też kocha, ale zrozumiał, że z czasem i prezesem Florentino Perezem nie wygra.

Nigdy się z Perezem nie lubili, choć wiele razem wygrali. Raul miał do Pereza żal, że budując kilka lat temu galaktyczny Real, zachwycał się tylko tym, co sam kupił, że rozpuszczał zagraniczne gwiazdy, a piłkarzy, których zastał, nie szanował. Gdy prezes wracał rok temu do klubu, kontrolowanymi przeciekami dawał znać, jakie ma plany wobec legendy z numerem 7. Real musi iść do przodu, a Raul młodszy nie będzie. Więc może zgodziłby się np. zostać działaczem klubu albo jego ambasadorem. Nadal będzie kochany, byle tylko opuścił szatnię, bo jest bardzo silną osobowością i drużyna staje się jego zakładnikiem. Gdy piłkarz dał do zrozumienia, że woli grać, nowy trener Manuel Pellegrini dostawał sugestie, że trzeba przyzwyczajać go do ławki rezerwowych. Odesłanie napastnika do Schalke klub tłumaczył tym, że „nie mieścił się w planach nowego trenera Jose Mourinho”, ale w Madrycie wiedzą, że decyzja zapadła w gabinecie Pereza.

Prawdziwym przywódcą madryckiej szatni Raul ostatni raz czuł się cztery lata temu, za drugiej kadencji Fabio Capello, który rozbił grupę Brazylijczyków, wchodzących kapitanowi na głowę. Po zwolnieniu Capello jego pozycja słabła z roku na rok. Poprzedniego lata odesłano z Realu jego najbliższego przyjaciela Michela Salgado, z którym długo nie udawało się rozwiązać kontraktu, bo kapitan wetował takie próby. Wreszcie tego lata przyszła kolej na niego i Gutiego (odszedł do Besiktasu Stambuł), wychowanka Realu, który razem z Raulem i Salgado tworzył trójkę maruderów.

Raul z Gutim spędzili razem na Santiago Bernabeu kilkanaście lat. Przyjaźnili się, choć są bardzo różni. O Raulu mówiono, że na zawsze pozostał dzieckiem Realu, a o Gutim, że na zawsze pozostał dzieckiem. Guti miał chwile genialne i beznadziejne. Raul zawsze dawał tyle, ile mógł. Jeden z trenerów Realu pytał kiedyś, pokazując na zdjęcia drużyny sprzed trzech ostatnich zwycięskich finałów Ligi Mistrzów: „Widzicie tu gdzieś Gutiego?”. Raul był na każdym.

[srodtytul]Biała dusza[/srodtytul]

Przez 16 lat zdobył 16 tytułów, m.in. trzy Puchary Europy i sześć mistrzostw Hiszpanii. Siedem lat był kapitanem. Od debiutu jesienią 1994 r. na Majorce (jako 17-latek, najmłodszy debiutant Realu) po ostatnie spotkanie, też na Majorce, w kwietniu 2010, strzelił dla Realu 323 gole w 740 meczach.

Nie jest wychowankiem klubu. Przyszedł jako 15-latek z Atletico, gdy szalony Jesus Gil y Gil rozwiązał tam drużyny młodzieżowe. Tak Atletico straciło piłkarza, który tylko przez złośliwość losu nigdy nie dostał Złotej Piłki, choć miał dziesięć nominacji, a wygrywali ją za czasów jego świetności np. Pavel Nedved albo Michael Owen. Raul bił rekordy w europejskich pucharach, jest najlepszym strzelcem reprezentacji Hiszpanii, trzecim na liście najskuteczniejszych w lidze hiszpańskiej. I jednym z najbardziej lubianych piłkarzy swojego pokolenia.

Nie dostał nigdy czerwonej kartki, szanował swoich i obcych. Był symbolem wierności klubowi, takiej, jaka się już prawie nie zdarza. A jak zakończą kariery dzieci Manchesteru, Paul Scholes i Ryan Giggs, to może w ogóle pójdzie w zapomnienie. Bo wierność Johna Terry’ego, kupowana przez Chelsea za kolejne podwyżki pensji, to jednak nie to samo.

Raul też nie zawsze był święty. Źle znosił krytykę, ambicja go rozsadzała, jest tajemnicą poliszynela, że do kadry przestał być powoływany, kiedy na mundialu 2006 próbował zbuntować drużynę przeciw Luisowi Aragonesowi. I na pierwszych dwóch turniejach bez niego Hiszpania została mistrzem Europy, a potem świata.

Ale nawet jeśli Raul robił błędy, to tylko przez pazerność na dobrą grę i gole. Dzięki niej kruchy chłopaczek, który wkładał sobie pod ochraniacze na szczęście święte obrazki, wyrósł na piłkarza nazywanego Don Raulem. Na „don” przed imieniem zasłużyło w hiszpańskiej piłce niewielu. Teraz, jak napisał jeden z jego wyznawców, buty kopią w Niemczech, ale dusza na zawsze pozostanie biała.

Pod koniec lipca pomachał na pożegnanie pustym trybunom Santiago Bernabeu. Gdy na ten stadion przyjdzie kilkaset osób, to jakby nikogo nie było, a jego żegnało nie więcej niż pół tysiąca. Wiadomo, sezon urlopowy, klub kibiców nie zapraszał, bo to miała być przede wszystkim uroczystość dla kamer i fleszy. Ale jednak przykro, gdy tak odchodzi legenda, kapitan, który niewiele klubowych rekordów zostawił niepoprawionych. Kilkuset widzów jest na prezentacjach piłkarzy, których Real sprowadza jako zapchajdziury. A gdy kupuje gwiazdę, wita ją kilkudziesięciotysięczny tłum i na boisku staje specjalna scena.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum