Mino Raiola grał kiedyś w piłkę, choć jego dzisiejsza tusza dobrze to maskuje. Był też trenerem i działaczem, ale w drogę po dzisiejsze miliony na koncie i wpływy w futbolu wyruszył nie z boiska, tylko z kuchni pizzerii należącej do rodziców.
Raiola, Włoch wychowany niedaleko Amsterdamu, dziś rezydent Monako, kontrolujący rynek transferów przez firmę Maguire Tax&Legal, piekł pizzę i poznawał ludzi. Do pizzerii przychodzili piłkarze i działacze Ajaksu, a Mino znał sześć języków, był towarzyski i bardzo chciał zrobić karierę.
Zrobił. Zaczął od pomocy przy transferze Dennisa Bergkampa z Ajaksu do Interu, 17 lat temu, ale naprawdę potężny stawał się razem z kolejnymi transferami Zlatana Ibrahimovicia. Z Ajaksu do Juventusu, potem do Interu i wreszcie rok temu do Barcelony. Poprzedniego lata za jego piłkarzy kluby zapłaciły łącznie 100 mln euro. W zamkniętym wczoraj oknie transferowym Raiola znów miał najwięcej do powiedzenia. Dosłownie, bo mówić kocha jeszcze bardziej niż jeść. Kłócił się z niemal każdym klubem, w którym Zlatan grał, niedawno powiedział trenerowi Barcelony Pepowi Guardoli, że powinien się leczyć na głowę, skoro wydał tyle milionów na Ibrahimovicia i nie daje mu grać w pierwszym składzie. Guardiola nie poszedł do lekarza, Zlatan odszedł do Milanu, a najlepiej wyjdzie na tym Raiola. Tego lata sprzedał też Mario Balotellego z Interu do Manchesteru City, a wczoraj negocjował ostatnie szczegóły transferu Robinho, z City do Milanu. Nie jest wprawdzie oficjalnie menedżerem Brazylijczyka, ale kluby się tym nie przejmują, ważne by był skuteczny. Barcelona wiedziała już rok temu, że Raiola to śliski typ, ale podpisała z nim dobrze płatną umowę na transferowe usługi. Teraz chce ją zerwać.
Barca jest sama sobie winna: rok temu zrobiła chyba najgłupsze transfery w Europie, wydając 25 mln euro na Ukraińca Dmytro Czyhryńskiego i dopłacając kilkadziesiąt milionów przy wymianie Samuela Eto’o na Ibrahimovicia..
Tego lata wydawała pieniądze mądrzej (za świetnego Javiera Mascherano zapłaciła mniej niż za nieprzydatnego Czyhryńskiego), jak niemal wszyscy, poza szejkiem al Mansourem z Manchesteru, ale jego stać na rozrzucanie milionów. Innych nie, dlatego np. Inter i Bayern, dwaj finaliści Ligi Mistrzów, nie kupowali właściwie wcale. Uznali, że lepiej poczekać na prawdziwe okazje niż licytować się transakcjami i napełniać kieszenie innym. Ale widmo Raioli szybko znad futbolu nie zniknie.