Potrzebny drugi Boniek

Dziś mistrz Polski zaczyna grę w Lidze Europejskiej. We Włoszech ten mecz nikogo nie obchodzi

Publikacja: 16.09.2010 03:03

Potrzebny drugi Boniek

Foto: ROL

[i]Korespondencja z Turynu[/i]

„La Gazzetta dello Sport”, jeden z najstarszych dzienników sportowych w Europie (ukazuje się od 114 lat), w środowym numerze podaje informację o meczu Juventus – Lech na stronie 23 (a ma 40). Zresztą mimochodem, obok wywiadu z wielką nadzieją Juve, pomocnikiem Claudio Marchisio.

Na pytanie o Ligę Europejską Marchisio odpowiada, że to ważne rozgrywki, a już fakt, że będzie się mógł zmierzyć z Manchesterem City, stanowi dla niego przeżycie. O pozostałych przeciwnikach – Lechu i Salzburgu – nie wspomina. W „Corriere della Sera” w ogóle się na temat meczu nie zająknęli.

[srodtytul]Rzadka okazja[/srodtytul]

Nie ma się co dziwić. Włosi mają w Lidze Mistrzów trzy drużyny i to one są ważniejsze. „Gazzetta” zapowiedź spotkania Milanu z Auxerre ilustruje zdjęciem Benoit Pedrettiego, ale przy składach zamieszcza też fotkę Ireneusza Jelenia, pisząc, że jest to „polaco pericoloso”, więc dobre i to. Czy któryś piłkarz Lecha może zasłużyć na taką opinię?

Trudna sprawa, ale nie beznadziejna. Zbigniew Boniek uważa, że jeśli z Juventusem można nawiązać walkę, to właśnie nadarza się rzadka okazja. A on wie, co mówi.

Kiedy Boniek grał w Turynie, w pasiastych koszulkach Juve biegało sześciu mistrzów świata, a Polak z Michelem Platinim robili takie wrażenie, że w finale rozgrywek o Puchar Mistrzów sędzia przyznał im nawet rzut karny za faul poza polem karnym. I dzięki temu pokonali Liverpool.

Może to są wykopaliska interesujące już tylko archeologów futbolu, ale warto pamiętać, że Juventus był zawsze wielki, jego 27 tytułów mistrza Włoch robi wrażenie. Tu grali świetni piłkarze, ale tak się złożyło, że właśnie odeszli, są kontuzjowani lub nie mogą grać z innych powodów. Przed rokiem karierę zakończył Pavel Nedved, teraz Turyn opuścili – Fabio Cannavaro, David Trezeguet, Mauro Camoranesi, Brazylijczyk Diego. Gianluigi Buffon leczy kontuzję odniesioną na mundialu.

Sami mistrzowie, dosłownie lub w przenośni. Do tego czołowi zawodnicy, pomocnik Alberto Aquilani i napastnik Fabio Quagliarella, nie zostali zgłoszeni do rozgrywek, ponieważ w tym sezonie bronili barw innych klubów. Aquilani Liverpoolu, a Quagliarella Napoli. I jeszcze fochy wyłączyły z kadry Fabio Grosso oraz Hasana Salihamidzicia, którzy, nazywając rzeczy po imieniu, mają na pieńku z działaczami pragnącymi ich sprzedać wbrew woli zawodników. A w tej sytuacji piłkarz zawsze przegrywa.

W porównaniu z takimi gwiazdami dzisiejszy Juventus nie imponuje ani nazwiskami, ani grą. Siódme miejsce na koniec sezonu to dla takiego klubu porażka. Początek rozgrywek też jest dla Starej Damy kiepski: porażka z Bari 0:1 na inaugurację, 3:3 z Sampdorią na swoim stadionie to wyniki nie przystające do ambicji.

Piłkarze są w takiej sytuacji krytykowani w drugiej kolejności, więcej dostaje się trenerowi Luigiemu Del Neriemu pracującemu w Turynie dopiero od dwóch miesięcy. Zresztą, kto odważy się skrytykować 35-letniego Alessandro Del Piero, ostatnią wielką i lubianą gwiazdę klubu.

Cięgi zebrali przede wszystkim obrońcy, bo strata trzech bramek na swoim podwórku to plama na honorze. Błędów nie ustrzegli się nawet reprezentacyjni stoperzy Giorgio Chiellini i Leonardo Bonucci, których Jacek Zieliński natychmiast wziąłby do Lecha, bo przedstawiał ich jako wzór obrońców.

[srodtytul]Jest się kogo bać[/srodtytul]

Kogo by nie wziął? Juventus wydał przed sezonem na transfery ponad 56 mln euro, a Lech niewiele ponad milion. Jeśli w środku pomocy Włochów gra wspomniany Claudio Marchisio ze znanym z mundialu Brazylijczykiem Felipe Melo, a ze skrzydła wspomaga ich Serb Milosz Krasić nazywany już drugim Nedvedem, to jest się czego bać.

Alessandro Del Piero będzie miał prawdopodobnie za partnera Vicenzo Iaquintę. Najsłabszy Juventus od kilku sezonów jest wystarczająco mocny na Lecha, który przecież nie ma tak dobrych zawodników i też gra poniżej poziomu, jaki przyniósł mu tytuł mistrza Polski.

Zbigniew Boniek przypomina, że kiedy jego Widzew jechał do Turynu, też mało kto dawał mu szansę. Włosi również. I łodzianie zaskoczyli ich walecznością, pewnością siebie, co doprowadziło do sukcesu. W konsekwencji Boniek został zawodnikiem Juve.

Czy w dzisiejszym Lechu jest ktoś taki jak Boniek, pokazujący partnerom drogę do zwycięstwa? Nie widać. Ale w dotychczasowych meczach poznaniacy lepiej spisywali się na boiskach przeciwników. Jeśli tak będzie i tym razem, to może „Gazzetta dello Sport” napisze o tym na pierwszej stronie.

[i]Transmisja w TV 4 o 19.00[/i]

[ramka][srodtytul]Opinie[/srodtytul]

[b]Jacek Zieliński, trener Lecha[/b]

Jeśli ktoś mówi, że w Juventusie nie ma takich gwiazd, jak dawniej, i jest to słaba drużyna, traktuję to jako żart. To jest niewątpliwie największe wyzwanie, jakie staje przede mną jako trenerem. Ale to nie znaczy, że przyjechaliśmy tu na ścięcie. Zapytał mnie włoski dziennikarz, czy byłbym zadowolony z remisu. Nie wiem, to będzie zależało od tego, jak ułoży się mecz. Ale na pewno nie będziemy grać tak, aby zremisować, bo wtedy można przegrać. Naszym celem jest strzelenie bramki. Nie przyjechali z nami kontuzjowani – bramkarz Jasmin Burić oraz pomocnicy Tomasz Bandrowski i Jacek Kiełb. Powrót Bartka Bosackiego daje mi możliwość ustawienia obrony w optymalny sposób. Nowy system rozgrywania Ligi Europejskiej – po dwa mecze z każdym przeciwnikiem – niewiele w naszym podejściu zmienia. Mamy świadomość, z kim gramy, na jakim słynnym stadionie, i gdybyśmy zaczęli od dobrego wyniku, byłoby nam wszystkim łatwiej.

[b]Bartosz Bosacki, kapitan drużyny[/b]

Jestem już zdrowy, ale o tym, czy wyjdę na boisko, zadecyduje trener. Dzisiejszy mecz jest wyjątkowym wyzwaniem. Byłem na mistrzostwach świata, strzelałem tam bramki, ale reprezentacja i klub to dwie różne rzeczy. Tam jest wielka odpowiedzialność, tutaj jest coś w rodzaju dumy poznańskiej. Pamiętam jako młody chłopak, jakim wydarzeniem stały się dla Poznania pojedynki z Barceloną czy Olympique Marsylia. Świadomość, że teraz wspólnie z kolegami biorę na siebie odpowiedzialność, jest czymś wyjątkowym. Tym bardziej że mamy nowy stadion, którego już nie musimy się wstydzić. Nie ma w nas strachu, jest tylko szacunek dla przeciwnika. Jesteśmy podekscytowani, bo chociaż wielu z nas walczyło przeciw znanym zawodnikom, to jednak nie przeciw takiemu klubowi. Wiemy, że takich meczów może być zaledwie kilka w życiu, chcemy wziąć w nim udział, a nie patrzeć, jak gra Juventus.

[i]wysłuchał w Turynie s.t.s.[/i][/ramka]

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=s.szczeplek@rp.pl]s.szczeplek@rp.pl[/mail][/i]

[i]Korespondencja z Turynu[/i]

„La Gazzetta dello Sport”, jeden z najstarszych dzienników sportowych w Europie (ukazuje się od 114 lat), w środowym numerze podaje informację o meczu Juventus – Lech na stronie 23 (a ma 40). Zresztą mimochodem, obok wywiadu z wielką nadzieją Juve, pomocnikiem Claudio Marchisio.

Pozostało 96% artykułu
Piłka nożna
Portugalia - Polska w Lidze Narodów. Co się musi stać, by Polacy pozostali w grze o awans?
Piłka nożna
Football Video Support, czyli VAR dla trenerów
Piłka nożna
Jak uzdrowić reprezentację Brazylii? Pomysł prezydenta oznaczałby rewolucję w kadrze
Piłka nożna
Liga Narodów. Francja – Izrael. Mecz najwyższego ryzyka
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Piłka nożna
Ostatni tydzień z Ligą Narodów. Kto awansuje, a kto spadnie?
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje