Sensacyjne Mainz: bez pieniędzy na podbój Bundesligi

FSV Mainz podbija Bundesligę: bez pieniędzy i bez znanych nazwisk. Tu po prostu lubią robić wszystko inaczej

Publikacja: 02.10.2010 00:51

Zawodnicy FSV Mainz

Zawodnicy FSV Mainz

Foto: AFP

Ze stadionu na uniwersytet jest w Moguncji kilka kroków. Stadion to kameralny blaszak. Schludny, ale mały i nieprzystający do Bundesligi. Za to uniwersytet – piękny, duży, jeden z najbardziej cenionych w Niemczech. Oczywiście imienia Gutenberga, bo z nim się głównie to miasto kojarzy. I z karnawałem, z przyciągającą turystów starówką nad Renem, z winnymi knajpkami, bo w okolicy powstają świetne rieslingi.

[srodtytul] Firma z garażu [/srodtytul]

Kibiców Moguncja nigdy nie przyciągała. Zanim tej jesieni wybuchł w mieście wielki futbol, miejscowa drużyna – już 105-letnia – była symbolem przeciętności. Dopiero w 2004 r. pierwszy raz wydarła awans do Bundesligi. Potem spadła, wróciła, niedawno zaczęła dopiero piąty sezon w ekstraklasie.

I to jak zaczęła. Nie ma drugiego takiego lidera w największych ligach Europy. FSV Mainz wygrało sześć pierwszych meczów, pokonało elitę niemieckiego futbolu: Wolfsburg, Stuttgart, Werder i tydzień temu Bayern na jego stadionie. A teraz zagra o wyrównanie rekordu Bundesligi. W sobotę zmierzy się u siebie z Hoffenheim (o 13.30, retransmisja w Eurosporcie 2 o 17.30). Siedem meczów z rzędu na początek sezonu potrafiły wygrać tylko Bayern w 1995 r. i Kaiserslautern w 2001 r.

Nie najgorsze wyniki jak na drużynę pierwszorzędnych piłkarzy drugorzędnych. Jak na klub, który jego menedżer Christian Heidel nazywa najbardziej szarą myszą Bundesligi i który nigdy nie zajął miejsca wyższego niż dziewiąte. FSV Mainz jest jak z chińskiego przysłowia, że cierpliwy to i kamień ugotuje. Tu z niczym się nie spieszą, nie przejmują niepowodzeniami, a przede wszystkim znają swoje ograniczenia. Kiedyś wycofali się na kilka lat z zawodowej piłki, bo uznali, że stać ich tylko na ligę amatorów. Czy stawiać nowy stadion, dyskutowali kilkanaście lat – budowa właśnie trwa.

Mainz nigdy nie będzie finansowym imperium jak Bayern, nie ma tylu płacących za karnety kibiców co Borussia Dortmund, nie uśmiechnął się do niego Gazprom jak do Schalke, nie ma za sobą lokalnego miliardera jak Hoffenheim ani wielkiego koncernu jak Wolfsburg.

Przy tych potęgach FSV to firma z garażu, której największym kapitałem są zapał i pomysłowość. Niemal wszyscy w zarządzie pochodzą z Moguncji, a wcześniej nie mieli nic wspólnego z futbolem. Uważają, że to zaleta: jak ktoś jest doradcą podatkowym, to klubowi też dobrze doradzi, jak działa w branży medialnej, to i biznes piłkarski poprowadzi, a jak handlował samochodami (menedżer Heidel prowadził salon), będzie też umiał zarabiać na piłkarzach.

Mainz chce być przystankiem dla piłkarzy, którzy mają 18 – 23 lata i nie trafili jeszcze do Bayernu, Schalke czy Borussii. Takich jak 19-latek Andre Schuerrle – już zarezerwował go Bayer Leverkusen, ma zapłacić 10 mln euro – młody Węgier Adam Szalai czy kapitan niemieckiej kadry U-21 Lewis Holtby.

[srodtytul]Zawsze patrz w oczy [/srodtytul]

Trenerów FSV najchętniej wychowuje sobie samo. Gdy dziesięć lat temu drużyna była bliska spadku do trzeciej ligi, szefowie postanowili zrobić trenerem obrońcę Juergena Kloppa. Bo i tak leczył kontuzję, a pasjonował się taktyką i miał dar przekonywania. Dziś Klopp trenuje Borussię Dortmund i stoi przed wielką karierą. A lidera prowadzi 37-letni Thomas Tuchel, który drużynę dostał po zdobyciu mistrzostwa z juniorami FSV. Tuchel był półzawodowym piłkarzem, skończył ekonomię, ale zawsze najbardziej go interesowało uczenie futbolu. To maniak taktyki i psychologii: zabrania piłkarzom używania pseudonimów, muszą się do siebie zwracać po imieniu i patrzeć w oczy, gdy mówią dzień dobry. Nie uznaje w drużynie hierarchii, co mecz wymienia pół składu, a reprezentanta Austrii Andreasa Ivanschitza traktuje tak samo jak juniora.

Mecz to dla Tuchela tylko przerwa w treningach, piłkarze mają się ciągle rozwijać, uczyć jeszcze szybszych podań i lepszego pressingu – to są znaki firmowe FSV. O liderowaniu w Bundeslidze Tuchel mówi: surrealistyczne. A jego szefowie dziwią się pytaniom o tytuł mistrzowski. Co będzie, jak się skończy seria zwycięstw i drużyna osunie się w tabeli? Nic nie będzie. Przecież nie o to w tej zabawie chodzi.

Ze stadionu na uniwersytet jest w Moguncji kilka kroków. Stadion to kameralny blaszak. Schludny, ale mały i nieprzystający do Bundesligi. Za to uniwersytet – piękny, duży, jeden z najbardziej cenionych w Niemczech. Oczywiście imienia Gutenberga, bo z nim się głównie to miasto kojarzy. I z karnawałem, z przyciągającą turystów starówką nad Renem, z winnymi knajpkami, bo w okolicy powstają świetne rieslingi.

[srodtytul] Firma z garażu [/srodtytul]

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum
Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Będzie nowy trener Legii? Pojawia się coraz więcej nazwisk