Po bitwie Serbów w Genui: kary będą drakońskie

Za przerwanie meczu z Włochami Serbom grozi walkower, a może i dyskwalifikacja. Zarzuty postawiono 35 chuliganom

Aktualizacja: 14.10.2010 16:02 Publikacja: 14.10.2010 02:09

Po bitwie Serbów w Genui: kary będą drakońskie

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

Mecz w Genui zaczął się z półgodzinnym opóźnieniem i został przerwany po niespełna siedmiu minutach, bo ryzyko było zbyt wielkie. Starcia Serbów z policją trwały do drugiej w nocy. Jest kilkudziesięciu rannych. 17 osób, w tym dwóch policjantów, wylądowało w szpitalu.

Jak się okazuje, włoska policja pośpiesznie wepchnęła pijanych i awanturujących się serbskich fanów na trybuny, więc nie było czasu na kontrole. Dlatego udało im się wnieść petardy, race, noże, pałki i pręty. Cały ten arsenał policjanci znaleźli poniewczasie na pustych trybunach, ale też w rewidowanych przy wyjeździe ze stadionu serbskich autokarach. Na podstawie zapisu kamer aresztowano 16 osób, w tym prowodyra, bezrobotnego Ivana Bogdanova, szefa fanklubu Ultra Boys belgradzkiej Crvenej Zvezdy. Zatrzymano 138 Serbów i już postawiono zarzuty 35 osobom.

„Bydło”, „Piekło”, „Wygrali bandyci” – to tytuły włoskiej prasy. UEFA zaczęła śledztwo i zapewne przyzna Włochom walkower 3:0. W komentarzach prasowych i dyskusjach w mediach przewijają się żądania przykładnych kar. Pada argument, że serbscy chuligani są postrachem europejskich stadionów jak niegdyś Anglicy, których kluby wykluczone zostały z rozgrywek na pięć lat. UEFA zdecyduje o karach 28 października.

[wyimek]„Bydło”, „Piekło” – pisze o bitwie pod stadionem w Genui włoska prasa [/wyimek]

Wicepremier Serbii Bożydar Djelić, podobnie jak ambasador we Włoszech, pani Sanda Rasković, wystosował oficjalne przeprosiny pod adresem rządu i narodu włoskiego. Mowa jest o hańbie, wstydzie i plamie na serbskim honorze. A kapitan Serbów, grający w Interze Dejan Stanković wszedł do włoskiej szatni, popłakał się i powiedział: „Wybaczcie”. Przed nim tego wieczoru we włoskiej szatni zjawił się bramkarz Vladimir Stojković – zagoniony tam przez chuliganów grożących mu linczem za to, że Crveną Zvezdę zamienił niedawno na Partizan Belgrad.

Szef serbskiego związku piłkarskiego Tomislav Karadzić sugeruje, że zajścia były reżyserowane z Belgradu, a stali za nimi ksenofobiczni nacjonaliści, którzy w ten sposób chcieli skompromitować prezydenta Borisa Tadicia, orędownika przystąpienia Serbii do Unii Europejskiej. Oskarżają go też o to, że pozwolił na oderwanie Kosowa (na trybunach były transparenty „Kosowo sercem Serbii”).

Inna teoria mówi o zleceniu od narkotykowych bossów, którym wejście do Unii skomplikuje interesy. Pojawiają się też głosy, że fani Crvenej Zvezdy chcieli zajściami w Genui ukarać prezesa związku, który w ich oczach ma dwie wady: jest Czarnogórcem i był szefem Partizana.

[i]Korespondencja z Rzymu[/i]

Mecz w Genui zaczął się z półgodzinnym opóźnieniem i został przerwany po niespełna siedmiu minutach, bo ryzyko było zbyt wielkie. Starcia Serbów z policją trwały do drugiej w nocy. Jest kilkudziesięciu rannych. 17 osób, w tym dwóch policjantów, wylądowało w szpitalu.

Jak się okazuje, włoska policja pośpiesznie wepchnęła pijanych i awanturujących się serbskich fanów na trybuny, więc nie było czasu na kontrole. Dlatego udało im się wnieść petardy, race, noże, pałki i pręty. Cały ten arsenał policjanci znaleźli poniewczasie na pustych trybunach, ale też w rewidowanych przy wyjeździe ze stadionu serbskich autokarach. Na podstawie zapisu kamer aresztowano 16 osób, w tym prowodyra, bezrobotnego Ivana Bogdanova, szefa fanklubu Ultra Boys belgradzkiej Crvenej Zvezdy. Zatrzymano 138 Serbów i już postawiono zarzuty 35 osobom.

Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum