Tak zdecydowane zwycięstwo Masioty, prawnika Lecha Poznań, to niespodzianka. Za faworyta uchodził Sylwester Cacek, właściciel Widzewa i przedstawiciel klubów, którym nie podobają się obecne zasady podziału pieniędzy z praw telewizyjnych i to, że tak wielki wpływ na spółkę mają Lech, Wisła i Legia.
Cacka wspierał też PZPN, któremu nie w smak niezależność spółki (np. to, że na doradcę przy sprzedaży praw TV wybrała firmę UFA, a nie SportFive). Ale kontratak wielkich klubów był tak skuteczny, że i przedstawiciel PZPN Zdzisław Drobniewski zagłosował za Masiotą. Nikt nie był przeciw, jeden członek RN, zapewne Sylwester Cacek – głosowanie było tajne – się wstrzymał.
Kluczowa była decyzja Janusza Patermana z Ruchu Chorzów. Najbogatsze kluby przeciągnęły go na swoją stronę i wówczas miały już większość czterech głosów. Rywale, wiedząc, że walki nie wygrają, poparli Masiotę. Na wiceprzewodniczącego wybrano Patermana.
– Kluby wolały przewidywalność, uznały widać, że jestem gwarantem rozsądnego podejścia i współpracy – mówi „Rz” Masiota. Kariera poznańskiego adwokata wśród działaczy piłkarskich jest zadziwiająca. Mimo młodego wieku był już przy trzech przetargach na prawa telewizyjne, to on jeszcze jako prawnik Amiki był głównym zwolennikiem wyrwania PZPN tych praw.
Dziś jest członkiem zarządu związku, ale nikt go człowiekiem PZPN nie nazwie. Robi wszystko inaczej niż związkowi działacze: gdy oni podnoszą sobie diety, on otwarcie zapowiada, że będzie je przekazywał na cele charytatywne. Mówi głośno, co i kto mu się nie podoba. A potem przychodzi do głosowania absolutorium dla członków zarządu i to Masiota, jak na ostatnim zjeździe, dostaje najwięcej głosów.