W 2018 roku mundial na pewno odbędzie się w Europie. Kandydują: Anglia, Rosja, Hiszpania wspólnie z Portugalią oraz Belgia razem z Holandią. Cztery lata później mistrzostwa chcą zorganizować: Stany Zjednoczone, Katar, Korea Południowa, Japonia i Australia. Ogłoszenie wyników dzisiaj o godz. 16 w Zurychu (transmisja w TVP Sport). Wybranie gospodarzy od razu dwóch turniejów miało pomóc się do nich przygotować. Podwójne głosowanie poprzedziły jednak podwójne kłopoty.
Wyciąganie z kopert kartek z nazwami zwycięzców może sprawić Seppowi Blatterowi kłopoty, bo od kilku tygodni wszyscy patrzą, czy członkom Komitetu Wykonawczego FIFA nie lepią się ręce.
W październiku angielscy dziennikarze pokazali, jak łatwo skorumpować ludzi, którzy decydują, w którą stronę świata ma podróżować futbol. Reprezentujący Oceanię Reynald Temarii za swój głos zażyczył sobie półtora miliona euro, Nigeryjczyk Amos Adamu – dwa razy mniej. FIFA wykluczyła ich z głosowania, komitet, który dokona wyboru, skurczył się do 22 osób.
W poniedziałek nastąpiło uderzenie numer dwa. Telewizja BBC wyemitowała film o korupcji w FIFA, a szwajcarska gazeta “Tagesanzeiger” zarzuciła członkom Komitetu Wykonawczego branie w przeszłości łapówek od firmy marketingowej ISL. Padły nazwiska Brazylijczyka Ricardo Teixeiry, Paragwajczyka Nicolasa Leoza i Kameruńczyka Issy Hayatou.
FIFA dzień później wydała komunikat, w którym poinformowała, że w tej sprawie wiele lat temu prowadzono śledztwo i w 2008 roku sąd w Zug żadnego z działaczy nie skazał. FIFA nie kłamie, ale i nie mówi prawdy. Nikt z FIFA nie został skazany, bo nie mógł zostać, szwajcarskie prawo na to nie pozwala. Wina działaczy nie ulegała wątpliwości, FIFA musiała zapłacić 5 mln franków w ramach ugody: grzywna za zachowanie nazwisk skorumpowanych w tajemnicy.