Mundial 2022 i Katar to będzie jedna z najdziwniejszych par. Największe święto futbolu trafi do kraju, w którym żadne boisko nie przetrwałoby bez sztucznego nawadniania. Do kraju, który planuje zbudować kosmiczne stadiony, ale na trybunach siada tam zwykle garstka widzów. Jest w Katarze najlepsza akademia sportowa, zasilana dziesiątkami milionów euro Aspire Academy, ale w szkołach nie ma wuefu, a otyłość i cukrzyca są plagą, wobec której nawet śpiący na miliardach emir jest bezradny.
Wyliczać można długo: Katar ma do dyspozycji najlepsze technologie, stać go na najlepszych fachowców, ale po decyzji FIFA serwer komitetu organizacyjnego MŚ padł, bo się nie spodziewali takiego zainteresowania. Miejscowa gospodarka niedługo może się rozwijać w tempie 20 procent rocznie, ale limity emisji dwutlenku już trzeszczą, a będzie tylko gorzej.
Po decyzji FIFA świat futbolu zatrząsł się z oburzenia, komentatorzy nazwali katarski mundial piłkarskim żartem wszech czasów, szydzili z gospodarza, który nie ma ani futbolowej przeszłości, ani przyszłości, zaprosi nas do parku rozrywki na pustyni, a „Guardian”, cytując anonimowe źródło pytał, czy najpotężniejsze kluby Anglii w ogóle zgodzą się wysłać swoich piłkarzy na turniej rozgrywany w 40-stopniowym upale. Ale dziwnym trafem akurat ci, którzy w Katarze grali, trenowali lub tylko gościli, wątpliwości mają znacznie mniej.
[srodtytul]Kupowanie mistrzów [/srodtytul]
Pep Guardiola, największe dziś bóstwo romantyków futbolu, nie brzydził się popieraniem katarskiej kandydatury, a nie dał do tej pory poznać, że liczą się dla niego tylko pieniądze. Grał w Zatoce Perskiej dwa lata, nie zdecydował się wprawdzie,jak jego były kolega z drużyny Frank de Boer zamieszkać tam na stałe, ale zapamiętał Katarczyków jako ludzi z sercem na dłoni i pełnych pasji.