Już po pierwszych meczach okrzyknięto ich niespodzianką sezonu i pozostali nią do końca rundy grupowej, choć Liga Mistrzów zwykle takim odkryciom z peryferii wielkiego futbolu pisze inne scenariusze. Mistrzowie Danii awansowali z grupy, w której musieli walczyć przeciw geniuszom Pepa Guardioli i pieniądzom Rubina Kazań.
Radzili sobie przez całą jesień tak dobrze, że rozstrzygnięcia w ostatniej kolejce już nikogo nie zaskoczyły. Kopenhaga wygrała 3:1 z Panathinaikosem, ale awansowałaby nawet po porażce, bo Barcelona wreszcie, w czwartej próbie, skruszyła Rubin, pokonując go 2:0. Rafał Murawski grał cały mecz, zmarnował okazję sam na sam z Pinto, na co dzień rezerwowym bramkarzem, bo to był mecz barcelońskich rezerw. Jak się okazało, zbyt mocnych na Rubin, choć po pierwszej połowie zanosiło się na bezbramkowy remis.
FC Kopenhaga to doskonalsza – przede wszystkim ładniej grająca – kopia Rosenborga Trondheim, ostatniego Kopciuszka, któremu długo udawało się łączyć dobrą grę w Lidze Mistrzów z sukcesami we własnej lidze. FC Kopenhaga dominuje w niej od dawna, a tej jesieni prowadzi z bilansem 16 zwycięstw w 19 meczach.
To najbogatszy klub Danii należący do przedsiębiorstwa sportowo-rozrywkowego Parken i jednego z towarzystw emerytalnych. Na razie, bo kupnem klubu jest mocno zainteresowany Arkadij Abramowicz, syn Romana. Ale pieniądze nie dałyby Duńczykom szczęścia, gdyby nie pewien łysy Norweg, który blisko dziesięć lat temu uciekł śmierci i został jednym z najlepszych trenerów młodego pokolenia.
Stole Solbakken, były reprezentant Norwegii, trenuje Kopenhagę od 2005 roku, zdobył już cztery mistrzostwa, zbudował drużynę, którą nazywają najlepszą w historii duńskiego futbolu. Wcześniej był piłkarzem tego klubu, do marca 2001, gdy zasłabł podczas treningu. Reanimujący go byli przekonani, że jadący karetką lekarz stwierdzi zgon: serce stanęło na kilka minut z powodu nieodkrytej wcześniej wady. Ale Solbakken wyszedł ze stanu śmierci klinicznej i z rozrusznikiem wrócił do futbolu.