Ciężkie jest życie piłkarza w Anglii. Odrywają od stołu w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, nie dadzą poszaleć w sylwestra. Gdy impreza u rodziny i znajomych będzie dobiegała końca, trzeba wstać i jechać na stadion. Tam można odreagować i zabawić się z rywalem. Byle tylko nie pomylić kroków i nie wypaść z rytmu.
Pierwszy swoje umiejętności na zielonym parkiecie zaprezentuje lider Manchester United: gra z West Bromwich. Będzie uciekał przed sąsiadami z City (podejmują Blackpool, mają tyle samo punktów co United, ale dwa mecze rozegrane więcej) i Arsenalem (dwa punkty mniej, jedno spotkanie więcej), który z Łukaszem Fabiańskim w bramce zmierzy się wieczorem z Birmingham City.
Zawodnikom Liverpoolu biesiady nie w głowie. Od środy leczą kaca, przegrali u siebie z ostatnim w tabeli Wolverhampton (0:1), to ósma porażka w tym sezonie. Zajmują 12. miejsce, nad strefą spadkową mają tylko trzy punkty przewagi. Roy Hodgson prosi o większe wsparcie i lepszy doping, ale kibice nie chcą go już słuchać i żądają powrotu Kenny’ego Dalglisha, legendy klubu, ostatniego trenera, który dał im mistrzostwo. Bukmacherzy typują, że Hodgson wkrótce straci pracę. Czy już po sobotnim meczu z Boltonem?
Z optymizmem w Nowy Rok wchodzi Chelsea. Przerwała serię sześciu spotkań bez zwycięstwa, pokonując właśnie Bolton (1:0). – Musimy uwierzyć, że jesteśmy naprawdę silni i możemy znów wygrywać. To zwycięstwo na pewno nam w tym pomoże. Chciałbym, żeby był to przełomowy moment – przyznał po meczu Carlo Ancelotti, menedżer mistrzów Anglii, którzy w niedzielę podejmują Aston Villę.
Tańczyć na boisku będą też Hiszpanie, choć związek zawodowy piłkarzy apelował o przeniesienie pięciu niedzielnych spotkań (w tym Barcelony z Levante i Valencii z Espanyolem) na poniedziałek, powołując się na regulamin, który zabrania rozgrywania meczów między 23 grudnia a 2 stycznia. Sąd w Madrycie wniosku nie rozpatrzył, bo uznał, że rozstrzyganie sporu nie należy do niego. Związek będzie się domagał odszkodowania od władz ligi.