To nie znaczy, że w Wiśle źle się dzieje. Drużyna jesienią nie przekonywała, drugie miejsce i tylko trzy punkty straty do lidera sam Maaskant odbierał jako dar losu. Nie spodziewał się, że w polskiej lidze może być więcej trudnych meczów niż te z Lechem i Legią. Zimą dostał kredyt zaufania i razem ze Stanem Valckxem miał odcisnąć na Wiśle holenderską pieczęć jakości.
Sprzedali piłkarzy za dziewięć milionów euro. Pozbyli się braci Brożków, Arkadiusza Głowackiego, Marcelo, Juniora Diaza, skreślali kolejne nazwiska za jednym zamachem, jednocześnie szukając nowych, które podniosłyby jakość. Valckx mówi, że więcej wisiał w powietrzu w samolotach niż był na ziemi.
Do Wisły przyszedł piłkarz, jakiego na naszych boiskach jeszcze nie było – Kew Jaliens. 10 meczów w reprezentacji Holandii, miejsce w kadrze na mundial w 2006 roku, a rok temu mistrzostwo z AZ Alkmaar dają wizerunek zawodnika, który może dać jakość całej lidze.
Maaskant nieświadomie sam posadził się jednak na minie. 15 zawodników z obcymi paszportami, czyli niemal cała kadra legii cudzoziemskiej chwalona będzie tylko po zwycięstwach. Już jesienią, gdy ich nie było, Polacy rzucali do kamer telewizyjnych znaczące: pytajcie ich! Kibice mogą pytać w dużo gorszych słowach.
Poza Jaliensem do Wisły dołączyli Cwetan Genkow – były król strzelców ligi bułgarskiej, Maor Melikson – gwiazda ligi izraelskiej, Siergiej Pareiko – estoński bramkarz, który ma zastąpić Mariusza Pawełka czy Białorusin Michaił Siwakow, który ostatnio był zawodnikiem włoskiego Cagliari.