Dwa dni przed meczem Maciej Skorża dużo mówił o agresji – że ważna, a w derbach być może kluczowa. Jego piłkarze pierwsze pół godziny zagrali tak, jakby ktoś powiedział im, że muszą odrobić stratę trzech goli z jesieni. Wtedy, w pierwszym ligowym meczu Skorży, Polonia upokorzyła Legię, wczoraj miał nadejść czas zemsty.
– Miałem w drużynie wielu obserwatorów. Patrzyli, jak wysoko rywale kopią piłkę, jak dużo szybciej do niej doskakują – mówił później Theo Bos, przyznając, że ambicja była po stronie przeciwników.
Nie tylko ambicja, także umiejętności. Legia przeważała niemal przez całe spotkanie, wreszcie udało jej się nie stracić gola, a wygrała tak skromnie tylko dlatego, że nie potrafiła wykorzystać kilku świetnych sytuacji. Skorża powiedział później o swoich piłkarzach coś, czego dawno nie słyszeliśmy: – Byliśmy drużyną, nawet jeśli ktoś miał słabszy dzień, to mógł liczyć na wsparcie kolegi. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była niemal perfekcyjna.
Jeszcze godzinę po meczu Skorża przekonywał dziennikarzy, że jedynego gola meczu strzelił Michal Hubnik. To nieprawda. Słowak strzelił źle, piłka odbiła się od Sebastiana Przyrowskiego, trafiła pod nogi Macieja Sadloka, którzy przypadkiem skierował ją do siatki.
Przyrowski bronił w tym meczu bardzo dobrze, a może miał szczęście, bo zawsze stał w tym miejscu, gdzie akurat strzelali piłkarze Legii. Michał Kucharczyk i Hubnik celowali w Przyrowskiego nawet z dwóch metrów. Legia powinna wygrać dużo wyżej, przeciwnika już rozpracowała, ale przegrywała z własnymi słabościami. Największa z nich to nieskuteczność.