Lider zmienił się przed tygodniem. Wisła pokonała Ruch, a Jagiellonia straciła pierwszy raz punkty na swoim boisku. Czy drużyna Michała Probierza jeszcze nie dorosła do tytułu?
Tego nie wiemy, ale początek sezonu jest dla lidera z jesieni kiepski. Dwa remisy to nie jest start marzeń. W dodatku w Bełchatowie (0:0) i w Białymstoku ze Śląskiem (1:1) mecze Jagiellonii prowadził ten sam sędzia – Robert Małek z Zabrza, co jest skandalem. W jego obecności Jagiellonia zdobyła w ubiegłym roku Puchar Polski, a w dwóch tegorocznych meczach podejmował on dyskusyjne decyzje na korzyść Jagi.
Trener Bełchatowa Maciej Bartoszek powiedział o tym wprost, Orest Lenczyk też oświadczył, że z sędzią wygrać się nie da. Trzeba mieć dużo złej woli (albo mało umiejętności), żeby przyznać takiego karnego, po jakim Jagiellonia zdobyła wyrównującą bramkę w meczu ze Śląskiem. Jak na razie opinia białostoczan, że „warszawka nie da Jadze zdobyć tytułu", zupełnie się nie sprawdza. W sobotę Jagiellonia przyjmuje w Białymstoku Lechię, z którą 2 marca w Pucharze Polski zremisowała w Gdańsku 0:0.
Pokrzywdzony w Białymstoku Śląsk gra dziś na Łazienkowskiej. Piłkarze nie wracali do Wrocławia. Po wtorkowym meczu spali w Białymstoku, następnego dnia ruszyli do stolicy, po drodze zjedli obiad w Zambrowie i przyjechali na Łazienkowską. Jakkolwiek by to dziwnie w czasach krwiożerczego kapitalizmu zabrzmiało, na stadionie Legii zostawili sprzęt, który gospodarze im na dziś wyprali. Śląsk zamieszkał w Pruszkowie, trenował w hali na Bemowie. Prawie od tygodnia jest w podróży, zwiedza z konieczności kraj i wszyscy mają już tego dość. Po meczu będą całą noc wracać do Wrocławia.
Śląsk nie przegrał od dziesięciu kolejek, co trener Lenczyk bagatelizuje: – I co z tego. W piłce sztuką nie jest nie przegrać, tylko zwyciężyć.