Zaczną w południe, wylosują nie tylko pary ćwierćfinałowe, ale i drabinkę półfinału, nie będą obowiązywać żadne ograniczenia. Nie będzie rozstawionych ani przeszkód, by wpadły na siebie drużyny z jednej ligi. Czyli Real na Barcelonę albo któryś angielski klub na rywala z Premiership: awansowały Manchester, Chelsea i Tottenham.

Zestaw ćwierćfinalistów (pierwsze mecze 5 – 6 kwietnia, rewanże tydzień później) jest niecodzienny. Tak Liga Mistrzów nie zawirowała nawet wiosną 2004 roku, gdy ostatni raz grał w 1/4 finału Real, na wielką scenę wkraczał Jose Mourinho, a walkę o Puchar Europy rozstrzygały między sobą Monaco i Porto. Wśród ośmiu najlepszych drużyn Europy jest Szachtar Donieck, który dotychczas zawsze odpadał w rundzie grupowej, Tottenham, który w LM gra pierwszy raz, a ostatnie mistrzostwo kraju zdobył 50 lat temu, oraz Schalke, dopiero drugi raz w ćwierćfinale. Z  tych, do których się w ostatnich latach przyzwyczailiśmy, nie ma Arsenalu i Bayernu. Są za to, rok przed wprowadzeniem tzw. finansowego fair play, wszystkie potęgi budowane na bankowych kredytach, takie jak Barcelona, Real i Manchester, albo z kaprysu właściciela, np. Chelsea i broniący tytułu Inter.

Fair play ma przymusić kluby do wydawania tylko tego, co zarobią, ale nawet ze stawianej za wzór Bundesligi awansował nie gospodarny Bayern, lecz przyduszone długami Schalke, z którego właśnie zwolniono trenera Feliksa Magatha, dając do zrozumienia, że jedną z przyczyn decyzji były nieprawidłowości finansowe.

Schalke, już z nowym trenerem Ralfem Rangnickiem, to rywal, którego najbardziej chce Real: ze względu na grającego u wicemistrzów Niemiec Raula i na Mesuta Oezila, który przyszedł do Madrytu z Gelsenkirchen. Real wie też, kogo nie chce. Jose Mourinho – Interu ani Chelsea, w których niedawno pracował, a piłkarze, nie tylko w Realu – Barcelony. Jak to ujął Cristiano Ronaldo: – Wolałbym ich później, bo są najlepsi.