W meczu na szczycie nie było niespodzianki, Wisła bez problemów wygrała z Jagiellonią Białystok 2:0. Niby grał lider z wiceliderem, ale asy w talii miał tylko Robert Maaskant. Goście grali bez wiary, a gole bardziej niż po akcjach Wisły padły po błędach obrońców z Białegostoku.
Pierwszego strzelił Andraż Kirm, gdy Thiago Cionek trzy metry przed własną bramką nie trafił czysto w piłkę i ta spadła pod nogi Słoweńca. Asystę przy drugiej bramce zapisać trzeba bramkarzowi Wisły – Siergiejowi Pareiko. Wybił piłkę mocno, Ormianin Robert Arzumanian skiksował, a Bułgar Cwetan Genkow strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie.
Mrozić szampany
Estończyk Pareiko błysnął jeszcze chwilę później, gdy obronił rzut karny wykonywany przez Tomasza Frankowskiego. Zawodnik, który na stadion Wisły ma karnet, w Krakowie przyjaciół i własną szkółkę piłkarską, nie wytrzymał presji. To już drugi karny zmarnowany przez niego wiosną. Po meczu złożył deklarację, że ze strzelaniem jedenastek daje sobie spokój. Rezygnacja na jego twarzy najlepiej obrazowała to, co dzieje się w Jagiellonii. Lider po rundzie jesiennej wiosną jeszcze nie wygrał.
Na dziesięć kolejek przed końcem sezonu kibice Wisły mogą zacząć mrozić szampany, bo przewaga nad drugą w tabeli Jagiellonią wynosi już osiem punktów i nie bardzo widać drużynę, która mogłaby piłkarzy Maaskanta zatrzymać. Niby w terminarzu są jeszcze mecze Wisły z Legią, Lechem, Polonią czy Cracovią, ale to będą już bardziej spotkania o prestiż niż realne niebezpieczeństwo utraty przewagi.
Legia: czystka latem
Jeśli po 45 minutach meczu Legii z Ruchem ktoś powiedziałby, że goście mają szansę na zwycięstwo, mógłby zostać uznany za niepoczytalnego. Legia prowadziła 2:0 po bramkach Macieja Rybusa i Miroslava Radovicia, pokazując, jak działa zapowiedziany "reset" Macieja Skorży.