Schalke w półfinale, czyli porzućcie wszelką logikę

Górnicy jadą teraz na Manchester, a może ruszą tej wiosny i na Londyn. Schalke wygrywa w Europie wbrew wszelkiej logice

Publikacja: 15.04.2011 00:34

Dla nich to nie były tylko mecze o sławę, miejsce w historii, ale i o zupełnie przyziemne sprawy.

Dzięki pieniądzom, które zdobyli, dochodząc do półfinału LM, pewnie na jakiś czas odsunęli od klubu ryzyko bankructwa. To właściwie jedyna rzecz, jaka łączy robotniczy klub z Gelsenkirchen z pozostałymi półfinalistami – też jest zadłużony po uszy. Tylko w przeciwieństwie do Barcelony, Realu i Manchesteru na co dzień nie zarabia aż tyle, żeby być pewnym spłaty kolejnych rat.

Schalke jest z innego świata: do półfinału doszło pierwszy raz, mistrzem kraju nie było od ponad pół wieku. Teraz jest  na dziewiątym miejscu i w następnej LM może zagrać tylko, jeśli wygra obecną. Ma w składzie tylko jednego piłkarza, który pojawia się w rankingach najlepszych na świecie na swojej pozycji i do którego ustawia się kolejka chętnych: bramkarza Manuela Neuera.

Pozostali to albo sławy u schyłku kariery, jak Raul i Christoph Metzelder, albo piłkarze na dorobku ze wszystkich stron świata: obrońcy Japończyk Atsuto Uchida i Hans Sarpei z Ghany, hiszpański pomocnik Jose Jurado – wychowanek Realu, ale tam był niechciany, a i w Atletico długo miał pod górę – brazylijski napastnik Edu, często mylnie brany za tego sławniejszego Edu, z przeszłością w Arsenalu i Valencii. Ale przeszłość tego to Bochum, Mainz i koreańskie Suwon Bluewings.

Tacy piłkarze wygrali grupę, w której były Lyon i Benfica, wiosną wyeliminowali Valencię, potem obrońcom tytułu z Interu strzelili siedem goli. Właściwie dlaczego nie mieliby wyeliminować też Manchesteru (pierwszy mecz 26 kwietnia w Gelsenkirchen, rewanż 4 maja)? Nikt im nie daje szans, ale przed poprzednimi rundami też nie dawał. Ani kiedy wygrywali w 1997 roku Puchar UEFA, będąc  na 12. miejscu w Bundeslidze. Raul przyszedł tutaj latem, bo szukał klubu, w którym będzie mógł jeszcze poprawić swój rekord goli w Lidze Mistrzów – od środy ma ich 71 – ale chyba nawet on się nie spodziewał, że to będzie oznaczało taką fiestę jak po 2:1 w rewanżu z Interem.

Reklama
Reklama

On i Schalke napisali historię, w którą nikt by przed sezonem nie uwierzył. A i tak im grozi, że zostaną zapomniani, bo wszyscy mówią już tylko o drugim półfinale i starciach Barcelony z Realem (27 kwietnia w Madrycie, rewanż 3 maja).

 

Dla nich to nie były tylko mecze o sławę, miejsce w historii, ale i o zupełnie przyziemne sprawy.

Dzięki pieniądzom, które zdobyli, dochodząc do półfinału LM, pewnie na jakiś czas odsunęli od klubu ryzyko bankructwa. To właściwie jedyna rzecz, jaka łączy robotniczy klub z Gelsenkirchen z pozostałymi półfinalistami – też jest zadłużony po uszy. Tylko w przeciwieństwie do Barcelony, Realu i Manchesteru na co dzień nie zarabia aż tyle, żeby być pewnym spłaty kolejnych rat.

Reklama
Piłka nożna
Wszyscy go lubią. Nowym selekcjonerem reprezentacji Polski ma zostać Jan Urban
Piłka nożna
Chelsea wygrała klubowe mistrzostwa świata, ale się nie zatrzymuje. Na transfery wydała już fortunę
Piłka nożna
Lech ma nowych piłkarzy, Legia ma Superpuchar Polski. Niespodzianka w Poznaniu
Piłka nożna
Naukowcy ostrzegają przed upałami. Czy Amerykanie są przygotowani na mundial?
Piłka nożna
Smutny początek sezonu przy Łazienkowskiej. Legia wygrała w ciszy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama