Jose ma sposób

Real wyleczył kompleksy. Pokonał Barcelonę 1:0 po dogrywce

Aktualizacja: 21.04.2011 08:41 Publikacja: 21.04.2011 03:15

Jose Mourinho po ostatnim gwizdku nie uciekł do szatni. Piłkarze podziękowali mu za sukces (fot. Ped

Jose Mourinho po ostatnim gwizdku nie uciekł do szatni. Piłkarze podziękowali mu za sukces (fot. Pedro Armestre)

Foto: AFP

Byli odważni, którzy próbowali pokonać Barcelonę jej bronią. Liczyli podania przy włączonym stoperze i patrzyli, kto dłużej utrzymuje się przy piłce. Czasami, jak Arsenal, wygrywali nawet jeden mecz, ale w rewanżu pokornie spuszczali głowę.

Sposobu na Barcelonę szukał też Jose Mourinho. Znalazł go już rok temu, gdy prowadzony przez niego Inter wybił jej z głowy piękny futbol w półfinale Ligi Mistrzów. Kiedy Wielki Destruktor – jak mówią o Portugalczyku ci, którzy wolą pięknie przegrywać, przyszedł pracować do Madrytu, postawiono przed nim dwa zadania: jak najwięcej trofeów i jak najlepszy styl. Próba pięknego stylu odbyła się jesienią na Camp Nou, kiedy Real przegrał 0:5. Po tamtej lekcji cele na Santiago Bernabeu zmodyfikowano. Mourinho, chociaż nie bez oporu współpracowników, postawił na swoim – w spotkaniach z Barceloną gwiazdy zagonione zostały do orki na ugorze. Taktycznym schematom podporządkowali się wszyscy i dlatego wczoraj zdobyli pierwsze trofeum dla Realu od 2008 roku – Puchar Króla.

Mourinho nie chciał na boisku spokoju, kazał swoim zawodnikom być jak najbliżej przeciwników. Pierwsza połowa wyglądała jak mecz West Hamu ze Stoke o utrzymanie w Premiership. Faul gonił faul, pretensje o brutalną grę dzieliły nawet 13 hiszpańskich mistrzów świata, którzy grali w obu drużynach. Dochodziło do spięć, blisko było bójki, nad wszystkim dość dobrze panował sędzia, który ani nie pozwolił na zbyt ostrą grę, ani nie bawił się w aptekarza przerywającego każdą akcję.

Ale o to chodziło Realowi, który na boisku w Walencji tak walczył, że aż krwawił. W ataku miotał się tylko osamotniony Cristiano Ronaldo, ale po drugiej stronie niewiele więcej do powiedzenia miał trójkąt MVP – czyli Messi, Villa i Pedro. Znowu jako defensywny pomocnik nie do przejścia był Pepe, Ricardo Carvalho grał tak, jakby nerwy zostawił w szatni.

Tyle że sił starczyło na 45 minut. W drugiej części rządziła Barcelona, Messi strzelił gola z minimalnego spalonego, a Pep Guardiola stał przy linii bocznej i tylko z uznaniem kiwał głową, wierząc, że za chwilę wygra siódmy finał w swoim trenerskim życiu (nie przegrał żadnego). Dwa razy nieprawdopodobnie obronił jednak Iker Casillas, a strzał Di Marii w ostatniej minucie i efektowna parada Pinto zapowiadały dogrywkę, w której Real złapie drugi oddech.

Ronaldo krótkich sprintów do podań po ziemi wykonał wczoraj wiele, gola zdobył jednak po strzale głową. Dośrodkował Di Maria, na środku obrony zabrakło chyba kontuzjowanego Carlesa Puyola. Była 103. minuta gry, a Barcelony nie stać już było nawet na odpowiedź szeptem. Real ją zmęczył nie tylko fizycznie. Rywale nie radzili sobie ze swoją słabością, nie przywykli do tego, by ktoś tak dobrze rozpracował ich słabsze strony. Być może nawet nie zdawali sobie sprawy z ich istnienia.

Cztery mecze z drużyną Mourinho w dwa tygodnie to dla Guardioli najgorsze, co mogło się wydarzyć. Mistrzostwa Hiszpanii Barcelonie już nikt nie zabierze, ale z każdym kolejnym spotkaniem Real wie więcej i swojej wiedzy nie zawaha się wykorzystać. I wcale nie jest to antyfutbol, tylko po prostu antidotum na system tysiąca podań. Zaczęło się od remisu w lidze, w finale Pucharu Króla przyszła minimalna porażka Barcelony. W przyszłym tygodniu rozpocznie się dramat w dwóch aktach, czyli półfinały Ligi Mistrzów.

REAL MADRYT – FC BARCELONA 1:0 (0:0, 1:0)

Bramka: C. Ronaldo (103). Żółte kartki: Pepe, Xabi Alonso, Adebayor, Di Maria (Real); Pedro, Messi, Adriano. Czerwona kartka: Di Maria (120+1. – druga żółta).

Real: Casillas – Arbeloa, Sergio Ramos, Ricardo Carvalho (120, Garay), Marcelo – Khedira (104, Granero), Pepe, Xabi Alonso – Di Maria, Cristiano Ronaldo, Özil (70, Adebayor).

Barcelona: Pinto – Dani Alves, Busquets (108, Keita), Pique, Adriano (119, Maxwell) – Xavi, Mascherano, Iniesta – Pedro, Messi, Villa (106, Affelay).

Półfinały Ligi Mistrzów: Real – Barcelona (27.04 i 3.05)

Byli odważni, którzy próbowali pokonać Barcelonę jej bronią. Liczyli podania przy włączonym stoperze i patrzyli, kto dłużej utrzymuje się przy piłce. Czasami, jak Arsenal, wygrywali nawet jeden mecz, ale w rewanżu pokornie spuszczali głowę.

Sposobu na Barcelonę szukał też Jose Mourinho. Znalazł go już rok temu, gdy prowadzony przez niego Inter wybił jej z głowy piękny futbol w półfinale Ligi Mistrzów. Kiedy Wielki Destruktor – jak mówią o Portugalczyku ci, którzy wolą pięknie przegrywać, przyszedł pracować do Madrytu, postawiono przed nim dwa zadania: jak najwięcej trofeów i jak najlepszy styl. Próba pięknego stylu odbyła się jesienią na Camp Nou, kiedy Real przegrał 0:5. Po tamtej lekcji cele na Santiago Bernabeu zmodyfikowano. Mourinho, chociaż nie bez oporu współpracowników, postawił na swoim – w spotkaniach z Barceloną gwiazdy zagonione zostały do orki na ugorze. Taktycznym schematom podporządkowali się wszyscy i dlatego wczoraj zdobyli pierwsze trofeum dla Realu od 2008 roku – Puchar Króla.

Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera