Ogolony na łyso, groźnie patrzący, nie wygląda na kogoś, kto czasami zabiera ze sobą na boisko różaniec. Mówią w Madrycie, że to niespotykanie spokojny i delikatny człowiek, tylko coś w niego podczas meczów wstępuje. Im wyższa stawka, tym wstępuje bardziej.
Rywale nie lubią z nim walczyć. Masz przeciw sobie Pepe, masz problem. Pepe cię dopadnie. Jeśli nie podczas meczu, to w tunelu, jak tydzień temu piłkarzy Barcelony. Wślizgiem, kopnięciem, łokciem, otwartą dłonią, czasami przypadkiem, czasami nie.
Grają hormony
To nie jest wyrachowany boiskowy gangster w stylu Marco Materazziego, który gra czysto, tylko jak się pomyli. Jego po prostu testosteron z adrenaliną pchają raz na dobrą, raz na złą drogę. Barceloński "Sport" kpi, że gdyby sędziowie karali wszystkie faule Pepe, to wytrwałby na boisku tak krótko jak książka w domu Sergia Ramosa. Ale w dwóch ostatnich meczach z Barceloną jakoś wytrwał. I nawet ci, których oburza taki futbol pod dyktando hormonów, przyznają, że był najlepszy.
Wysoki i chudy, wydaje się niezgrabny, ale czasami gra jak człowiek guma. Jest szybki, a do tego wytrzymały, jakby się urodził na kenijskim płaskowyżu, a nie na wybrzeżu Brazylii. I co najgorsze dla rywali, nie dość, że dobrze przewiduje ich ruchy, to sam też nieźle kopie piłkę. Kiedy jako nastolatek przyleciał do Europy i zaczynał na Maderze, w Maritimo Funchal, bywał nawet rozgrywającym. Potrafi zawstydzić, gdy nie tylko odbierze piłkę, ale jeszcze poda tak, że jest groźnie. Leo Messiego doprowadził przed tygodniem na Santiago Bernabeu do takiej furii, że piłkarz podejrzewany o to, że emocji nie umie odczuwać, kopnął piłkę z wściekłością w kibiców Realu.
Seria meczów Realu z Barceloną jest dopiero w połowie – w najbliższą środę grają w półfinale Ligi Mistrzów, sześć dni później jest rewanż – ale już zrobiła z Pepe gwiazdę. Nie jest wcale takie pewne, że katalońska mozaika podań to perpetuum mobile, skoro dwa razy z rzędu się rozsypała, uderzając o Pepe. Z nim na barykadzie Real najpierw w lidze przerwał serię porażek z Barcą, a kilka dni później pokonał ją w finale Pucharu Króla. W obu meczach Pepe dostał od Jose Mourinho jasny rozkaz: masz wpaść do maszynowni Barcelony, połamać i pourywać, co się da, tak żeby zamiast robić swoje, biegali od awarii do awarii. W pierwszym meczu był murem wokół Messiego, w drugim krążył bliżej bramki rywali. Przy kontratakach bywał i środkowym napastnikiem, w jednej sytuacji trafił piłką w słupek.