Real – Barcelona co kilka dni. Tego najstarsi kibice nie pamiętają. Był już mecz ligowy, był finał Puchar Króla, teraz Liga Mistrzów. O co by te dwie drużyny grały, zawsze będzie to w europejskiej klubowej piłce najważniejsze wydarzenie. Tym bardziej teraz, kiedy jedno goni drugie. Wypada jednak zauważyć, z całym szacunkiem dla Realu i Barcelony, o których napisano już wszystko, że w grze o Puchar Europy pozostały jeszcze: jeden zespół angielski i jeden niemiecki. Ten pierwszy, dowodzony od ponad 20 lat przez sir Aleksa Fergusona, jest nie mniej utytułowany, znany i poważany, niż Real lub Barcelona. Obecność tego drugiego natomiast w wielkiej czwórce to kompletne zaskoczenie.
Schalke nigdy tak daleko nie zaszło i nikt na starcie tej edycji Ligi Mistrzów nie widział drużyny z Gelsenkirchen choćby w 1/8 finału. Tymczasem wygrała ona grupę, w której zostawiła za sobą Olympique Lyon i Benficę Lizbona, po czym wyeliminowała trzecią siłę hiszpańskiej Primera Division – Valencię. Wydawało się, że to szczyt możliwości byłego (1997 rok) triumfatora Pucharu UEFA, że w ćwierćfinale Schalke musi polec, bo trafiło na broniący Pucharu Europy Inter Mediolan. Ten sam Inter, który rundę wcześniej dokonał rzeczy prawie niewykonalnej – pierwszy mecz z Bayernem przegrał u siebie 0:1, w drugim w Monachium przegrywał już 1:2, żeby w końcu wygrać go 3:2 i awansować. Schalke nie miało dla Interu litości: pobiło go w Mediolanie aż 5:2, a w Gelsenkirchen dokończyło dzieła, zwyciężając 2:1.
Swojego 71. gola w Lidze Mistrzów strzelił wówczas Raul Gonzalez (na zdjęciu) – nawybitniejszy dziś z piłkarzy Schalke, przygarnięty przez ten klub latem ubiegłego roku, kiedy ze swojej „starej" wielkiej gwiazdy – noszonej kiedyś na rękach przez fanów z Madrytu – zrezygnował Real. Raulowi wróżono w Gelsenkirchen smutny koniec wspaniałej kariery, ale on zamiast zgasnąć tam na ławce, niespodziewanie odżył. Sam chyba nie wierzył, że wiosną tego roku przypomni się całej Europie.
Schalke nie było faworytem przed meczami z Valencią, nie było, kiedy w ćwierćfinale wpadło na Inter i nie jest po raz trzeci z rzędu – przed spotkaniami o finał z Manchesterem United. Czy to możliwe, żeby znowu się nie sprawdziło?
W Lidze Europejskiej, przedpokoju Ligi Mistrzów, rządzą kluby portugalskie. W półfinałach są trzy: Benfica Lizbona, FC Porto i Sporting Braga. Stawkę uzupełnia hiszpański Villarreal. Zainteresowanie polskich kibiców Ligą Europejską sezonu 2010/2011 wygasło nagle pod koniec lutego, kiedy z rywalizacji – po wcześniejszych heroicznych bojach z Juventusem Turyn i Manchesterem City – odpadł Lech Poznań. Wyrzucił go z rozgrywek zespół z Bragi, który później zrobił to samo z Liverpoolem i Dynamem Kijów. W półfinale zmierzy się z Benficą. O drugim półfinale mówi się, że to „przedwczesny finał", bo Porto i Villarreal komplementowane były najbardziej po swoich dotychczasowych meczach. O finale jedno wiemy na pewno: zagra w nim drużyna z Portugalii.