Tusk idzie na wojnę z kibolami

Kibice Legii i Lecha pobili się z ochroną i policją. Premier grozi zamykaniem stadionów

Publikacja: 04.05.2011 21:56

W Bydgoszczy na boisko wdarli się najpierw kibice Legii Warszawa, a później Lecha Poznań. Doszło do

W Bydgoszczy na boisko wdarli się najpierw kibice Legii Warszawa, a później Lecha Poznań. Doszło do starć z ochroną i policją.

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

Mecze między Lechem Poznań i Legią Warszawa od lat wywołują duże emocje. Ponieważ kibice obu klubów nie darzą się sympatią i wcześniej przy takich okazjach dochodziło do awantur, policja traktuje spotkania tych drużyn jako mecze podwyższonego ryzyka.

Kiedy okazało się, że w finale rozgrywek Pucharu Polski dojdzie do pojedynku tych zespołów, nie wydała zgody na organizację meczu, twierdząc, że nie może zagwarantować bezpieczeństwa. Zwłaszcza że finał miał być rozegrany na stadionie lekkoatletycznym w Bydgoszczy, na którym zabezpieczenia są dużo słabsze niż choćby na stadionach w Poznaniu czy Warszawie. O tym zdecydował Polski Związek Piłki Nożnej.

Mimo to organizator meczu PZPN oraz lokalne władze zdecydowały, że mecz się odbędzie.

– Policja wydała opinię dopiero na tydzień przed meczem. Wcześniej nie miała zastrzeżeń. Było za późno, by odwoływać finał – tłumaczył szef Kujawsko-Pomorskiego Związku Piłki Nożnej Eugeniusz Nowak.

3 maja do Bydgoszczy przyjechało więc ponad 12 tysięcy kibiców obu drużyn (po ok. 6 tys. fanów Lecha i Legii). Przed meczem było spokojnie. Również podczas samego spotkania nie doszło do poważniejszych ekscesów. Fani Legii odpalili jedynie zabronione race i rzucili kilkadziesiąt petard.

Do awantury doszło dopiero po zakończeniu spotkania. Mecz zakończył się remisem i o tym, kto zdobędzie Puchar Polski, musiały rozstrzygnąć rzuty karne. Gdy do wykonania pozostały dwie ostatnie "jedenastki", część fanów Legii przeskoczyła ogrodzenie i nieniepokojona przez ochroniarzy ustawiła się wokół boiska. Mimo to sędzia nie przerwał rozgrywki. Kiedy okazało się, że puchar zdobyła Legia, kilka tysięcy kibiców tej drużyny wbiegło na boisko, by świętować sukces. Przez kilkanaście minut biegali po murawie. Ochrona nie reagowała. Część z nich pobiegła później w kierunku fanów poznańskiej drużyny.

Wówczas z sektorów zajmowanych przez kibiców Lecha wybiegło na murawę kilkaset osób. Doszło do przepychanek z policją i ochroniarzami. Chuligani rzucali krzesełkami i elementami nagłośnienia. Ale do bezpośredniego starcia między kibicami obu drużyn nie doszło. Po kilkunastu minutach policja opanowała sytuację.

Żaden uczestnik zajść nie został zatrzymany. Straty na stadionie wyceniono na ok. 40 tys. złotych.

PZPN i policja przerzucają się odpowiedzialnością za olbrzymi bałagan, jaki panował na stadionie, i fatalną organizację.

– Wszyscy starają się zrobić kozła ofiarnego z PZPN, bo był organizatorem spotkania. Tymczasem nie mamy żadnego narzędzia do walki z pseudokibicami – oburzał się prezes PZPN Grzegorz Lato. Winę zrzucił na policję, która jego zdaniem nie zrobiła nic, by zapobiec zajściu.

Policja odpowiada, że działała zgodnie z procedurami i gdy otrzymała wniosek od organizatorów, natychmiast wkroczyła do akcji. – Nie próbowaliśmy zatrzymywać kibiców na stadionie, bo groziłoby to eskalacją zamieszek. Będziemy identyfikować winnych na podstawie nagrań z monitoringu – mówi "Rz" Maciej Daszkiewicz, rzecznik bydgoskiej policji.

Policjanci nieoficjalnie przyznają, że zatrudniona przez organizatorów ochrona była nieprzygotowana do działania i wręcz uciekała przed chuliganami.

– Uderzyło mnie, że choć co 10 metrów stał ochroniarz, nie interweniował. Kibice Legii, wbiegając na murawę, mijali ich jak słupki slalomowe. Kiedy wbiegli kibice Lecha, część z nich uciekła – mówi "Rz" jeden ze współpracowników prezydenta Bydgoszczy. Jednak dostrzega zaniedbania i po stronie policji. – Rozumiem, że od zabezpieczenia stadionu jest ochrona, ale kiedy sobie nie radzi, to wkroczyć powinna policja. Gdyby zadziałała w porę i skutecznie, do eskalacji konfliktu być może by nie doszło.

Policji dostało się też za umożliwienie wstępu na mecz liderowi kibiców Legii Piotrowi Staruchowiczowi ps. Staruch. Od początku kwietnia ma on zakaz stadionowy za uderzenie piłkarza Jakuba Rzeźniczaka w twarz. PZPN nie chciał mu sprzedać biletu. Jednak 29 kwietnia do Związku wpłynęło pismo z Wydziału ds. Zwalczania Przestępczości Pseudokibiców z Komendy Stołecznej Policji, w którym policjanci prosili, by bilet mu sprzedać.

Nadkomisarz Radosław Ściborek, który wysłał prośbę, został wczoraj zawieszony.

Głos w sprawie zajść zabrał w środę premier Donald Tusk. – Wszędzie, gdzie policja wyda negatywną ocenę dotyczącą bezpieczeństwa meczu, tam będą wydawane decyzje o rozegraniu spotkania bez udziału publiczności – oświadczył na specjalnej konferencji prasowej. Poinformował też, że jeśli otrzyma negatywną decyzję dotyczącą bezpieczeństwa na stadionach Lecha i Legii, oba obiekty mogą zostać zamknięte.

Zdaniem dr. Wojciecha Jabłońskiego, politologa, akcja rządu przeciw pseudokibicom może być jednym z motorów medialnej kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej. – Będziemy mieli powtórkę z walki przeciw dopalaczom czy branży hazardowej – przewiduje.

– Ta wojna jest do wygrania – mówił premier o walce z chuligaństwem na stadionach. Przyznał też, że wie, iż środowiska kibicowskie od kilku tygodni organizują akcje antyrządowe. – Teraz ta akcja może nabrać rumieńców – stwierdził Tusk.

Kibice od kilku tygodni wywieszali na stadionach transparenty pod hasłem: "Niespełnione rządu obietnice – temat zastępczy kibice". – Niestety, sami strzeliliśmy sobie w stopę. To, co stało się w Bydgoszczy, to woda na młyn rządu i nieprzychylnych kibicom mediów i środowisk. Dramat – podkreśla jeden z fanów Lecha.

Stowarzyszenia kibiców Legii i Lecha odcięły się od zajść. – My organizowaliśmy tylko przejazd do Bydgoszczy i było spokojnie. Do błędu na stadionie dopuściła ochrona – mówi "Rz" Wojciech Wiśniewski ze stowarzyszenia kibiców Legii.

"Stowarzyszenie Wiara Lecha, mimo że nie było ani organizatorem wyjazdu, ani dystrybutorem biletów na mecz finału Pucharu Polski, przeprowadzi zbiórkę pieniędzy, by pokryć straty, które powstały na sektorach zajmowanych przez kibiców Lecha Poznań na stadionie w Bydgoszczy" – napisali fani Lecha w oświadczeniu.

Mecze między Lechem Poznań i Legią Warszawa od lat wywołują duże emocje. Ponieważ kibice obu klubów nie darzą się sympatią i wcześniej przy takich okazjach dochodziło do awantur, policja traktuje spotkania tych drużyn jako mecze podwyższonego ryzyka.

Kiedy okazało się, że w finale rozgrywek Pucharu Polski dojdzie do pojedynku tych zespołów, nie wydała zgody na organizację meczu, twierdząc, że nie może zagwarantować bezpieczeństwa. Zwłaszcza że finał miał być rozegrany na stadionie lekkoatletycznym w Bydgoszczy, na którym zabezpieczenia są dużo słabsze niż choćby na stadionach w Poznaniu czy Warszawie. O tym zdecydował Polski Związek Piłki Nożnej.

Pozostało 88% artykułu
Piłka nożna
Eliminacje mistrzostw świata. Kiedy i z kim zagra reprezentacja Polski?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Loteria wizowa. Z kim zagra Polska o mundial w 2026 roku?
Piłka nożna
Guardiola szuka leku na kryzys Manchesteru City
Piłka nożna
Co czeka Jagiellonię i Legię w Lidze Konferencji? Tabela po 5. kolejce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Piłka nożna
Koniec wspaniałej passy Legii w Lidze Konferencji. Co z awansem do 1/8 finału?