Mecze między Lechem Poznań i Legią Warszawa od lat wywołują duże emocje. Ponieważ kibice obu klubów nie darzą się sympatią i wcześniej przy takich okazjach dochodziło do awantur, policja traktuje spotkania tych drużyn jako mecze podwyższonego ryzyka.
Kiedy okazało się, że w finale rozgrywek Pucharu Polski dojdzie do pojedynku tych zespołów, nie wydała zgody na organizację meczu, twierdząc, że nie może zagwarantować bezpieczeństwa. Zwłaszcza że finał miał być rozegrany na stadionie lekkoatletycznym w Bydgoszczy, na którym zabezpieczenia są dużo słabsze niż choćby na stadionach w Poznaniu czy Warszawie. O tym zdecydował Polski Związek Piłki Nożnej.
Mimo to organizator meczu PZPN oraz lokalne władze zdecydowały, że mecz się odbędzie.
– Policja wydała opinię dopiero na tydzień przed meczem. Wcześniej nie miała zastrzeżeń. Było za późno, by odwoływać finał – tłumaczył szef Kujawsko-Pomorskiego Związku Piłki Nożnej Eugeniusz Nowak.
3 maja do Bydgoszczy przyjechało więc ponad 12 tysięcy kibiców obu drużyn (po ok. 6 tys. fanów Lecha i Legii). Przed meczem było spokojnie. Również podczas samego spotkania nie doszło do poważniejszych ekscesów. Fani Legii odpalili jedynie zabronione race i rzucili kilkadziesiąt petard.