Wybory już 1 czerwca. Delegaci zdecydują: znów Blatter czy jednak szef azjatyckiej federacji Katarczyk bin Hammam. Postawić na dobrze płatną dżumę czy może na cholerę: pewnie jeszcze lepiej płatną, ale nową i ryzykowną.
Za ostro? Ale jak inaczej pisać o organizacji, w której już co trzeci członek zarządu – ośmiu z 24 działaczy Komitetu Wykonawczego – jest oskarżony o handlowanie głosami w wyborach gospodarzy mundiali 2018 i 2022? Wyborach, które wygrały Rosja i Katar bin Hammama. Oskarżycielami są od miesięcy Anglicy, najpierw dziennikarze, teraz komisja śledcza parlamentu.
Jack Warner z Trynidadu i Tobago miał poprosić o 2,5 mln funtów – na szkołę, ale żeby pieniądze wpłacić jemu. Nicolas Leoz z Paragwaju chciał tytułu szlacheckiego. Ricardo Teixeira z Brazylii był otwarty na propozycje. A Worawi Makudi z Tajlandii poprosił o prawa telewizyjne do meczu swojej reprezentacji z angielską. Szef afrykańskiego futbolu Kameruńczyk Issa Hayatou i Jacques Anouma z Wybrzeża Kości Słoniowej wzięli ponoć od Kataru po 1,5 mln dol. Reynald Temarii z Tahiti i Amos Adamu z Nigerii zostali już wcześniej zawieszeni za łapownictwo.
Blatter, który od 1998 roku rządzi FIFA pod rękę z oskarżonymi, chce wyjaśnienia sprawy przed wyborami. Rywal zapowiada reformy po wyborach, choć – jak mówi – FIFA skorumpowana nie jest. – Gdzie są dowody? – odpiera angielskie zarzuty. Hayatou oskarżeniom zaprzeczył, ale przyznał, że Katar dał 1,8 mln dol. za „sponsorowanie kongresu" afrykańskiej federacji.
Blatter właśnie w imieniu FIFA przekazał 20 mln euro Interpolowi na walkę z piłkarską korupcją. Bin Hammam skrytykował go, że zrobił to bez konsultacji z Komitetem Wykonawczym.