Argentyna na krawędzi: ani stylu, ani wyników

Wszystko idzie nie tak: Argentyna się męczy, a Leo ginie bez wieści

Publikacja: 08.07.2011 03:13

Wstyd to nie jest uczucie, które Leo Messi dobrze zna. Ale grając dla Argentyny, nadrabia zaległości

Wstyd to nie jest uczucie, które Leo Messi dobrze zna. Ale grając dla Argentyny, nadrabia zaległości

Foto: AP

„Źle się bawimy. Wypadałoby przejrzeć jeszcze raz libretto, bo chyba nie jest napisane dla nas. Kruche złudzenia ocalały tylko dzięki bramkarzowi Sergio Romero" – napisała „La Nacion" po wczorajszym bezbramkowym remisie z Kolumbią. Gospodarze Copa America w dwóch pierwszych meczach zdobyli dwa punkty, strzelili jednego gola i zanudzili na śmierć.

Jeśli nie wygrają w poniedziałek z Kostaryką – dziś nad ranem polskiego czasu grała z Boliwią, stawką było zepchnięcie Argentyny na trzecie miejsce w grupie – mogą nie awansować do ćwierćfinału. Albo przepchnąć się do niego tylko jako jedna z dwóch najlepszych drużyn z trzecich miejsc.

Pozew rozwodowy

Taka droga to dla gospodarzy upokorzenie i ani chybi skończy się ulicznymi zamieszkami jak po spadku River Plate. A pewnie znajdzie się też grupka barras bravas, chuliganów terroryzujących miejscowy futbol, chętna, by pójść do hotelu piłkarzy i przekazać im, do czego się nadają. Skoro niektórzy z barras lecieli oficjalnym samolotem reprezentacji na ostatni mundial, to do hotelu też zostaną wpuszczeni.

Podczas meczu z Kolumbią kibice gwizdali, śpiewali: „Rusz się, rusz się, Argentyno", wzywali, by wrócił Maradona, nie oszczędzali nawet Lionela Messiego. „W Santa Fe pękła więź między drużyną a kibicami. Ten mecz był jak pozew rozwodowy" – napisał po meczu „Clarin".

Argentyna jest rozdarta między tym, co jej się marzy, a tym co realne. Chce grać pięknie, ale w pomocy wystawia woziwodę Estebana Cambiasso – nieocenionego, ale jednak woziwodę – obok niego Javiera Mascherano, czyli chuligana, który wie, że ma coś zniszczyć, ale nikt mu nie powiedział co, oraz sparaliżowanego presją Evera Banegę. Więc wszystko piszczy i zgrzyta. „Drużyna chce sobie wtłoczyć w DNA kontrolę nad piłką. Ale w meczu z Kolumbią pokazała, że można mieć piłkę i nie mieć kontroli" – komentuje dziennik „Ole".

Największym przegranym jest Messi. Mecz w Santa Fe to było studium jego min: spojrzeń w dal, wycierania twarzy koszulką, przygnębienia. Może nawet trochę ostentacyjnego, pod publiczkę, żeby Argentyna widziała, jak Lio (Leo to nasza europejska wersja) cierpi.

To jest piłkarz niezrównany w zaprowadzaniu chaosu u przeciwnika. Ale żeby narobić chaosu innym, trzeba mieć porządek u siebie. Taki porządek Messi ma w Barcelonie. I nigdy nie będzie go miał w drużynie narodowej. Każdy, kto mówi, że jego reprezentacja będzie grała na wzór Barcy, mąci kibicom w głowach.

Nie dlatego, że trzeba mieć oprócz Messiego jeszcze Xaviego i Iniestę. Barceloński balet po prostu musi być ćwiczony na co dzień, za fantazją podczas meczów stoi uczenie się wszystkiego na pamięć na treningach, podczas których Pep Guardiola czasami wrzeszczy jak opętany.

Trzy dotknięcia

Z Argentyną Messi jest jak primaballerina wrzucona do innego spektaklu. „Daje twarz temu wielkiemu marnotrawstwu" – jak pisze „Clarin". Przepada gdzieś na swoich ścieżkach. Nie udają mu się nawet dryblingi. I jak sobie sam piłki nie weźmie, to jej nie dostanie. W pierwszej połowie był przy niej trzy razy. A i tak wystarczyło, żeby po jednym z tych dotknięć Ezequiel Lavezzi znalazł się sam przed bramkarzem. Dziennik „Ole" nazwał to podanie Messiego „asistencia maradoniana". Ale Lavezzi nie trafił.

Kolumbia miała dużo lepsze sytuacje. Dayro Moreno strzelał nawet do pustej bramki, spudłował w niewiarygodny sposób. Freddy Guarin i Radamel Falcao z Porto nie mają żadnego powodu, by się czuć gorsi od Argentyńczyków, a towarzyszy im grupa solidnych piłkarzy z ligi włoskiej i hiszpańskiej. W tej drużynie widać pomysł, dobre przygotowanie, współpracę. A u Argentyńczyków każdy ma podczas meczu swoją dumę i swoją wojnę. I potem idzie im tak jak z hymnem przed meczem: ze szczerego serca, ale fałsz na fałszu. A Messi nie śpiewa wcale.

Grupa A

2. kolejka:

• Argentyna - Kolumbia 0:0

• Boliwia - Kostaryka (rozegrany dziś w nocy).

Tabela


1. Kolumbia 2 4 1-0;


2. Argentyna 2 2  1-1;


3. Boliwia 1 1 1-1;


4. Kostaryka 1 0 0-1.

„Źle się bawimy. Wypadałoby przejrzeć jeszcze raz libretto, bo chyba nie jest napisane dla nas. Kruche złudzenia ocalały tylko dzięki bramkarzowi Sergio Romero" – napisała „La Nacion" po wczorajszym bezbramkowym remisie z Kolumbią. Gospodarze Copa America w dwóch pierwszych meczach zdobyli dwa punkty, strzelili jednego gola i zanudzili na śmierć.

Jeśli nie wygrają w poniedziałek z Kostaryką – dziś nad ranem polskiego czasu grała z Boliwią, stawką było zepchnięcie Argentyny na trzecie miejsce w grupie – mogą nie awansować do ćwierćfinału. Albo przepchnąć się do niego tylko jako jedna z dwóch najlepszych drużyn z trzecich miejsc.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?