Pary ćwierćfinałowe to, w kolejności: Kolumbia – Peru, Argentyna – Urugwaj (sobota), Brazylia – Paragwaj, Chile – Wenezuela (niedziela). Wiadomo już, że Argentyna nie może zagrać z Brazylią wcześniej niż w finale, ale dwaj faworyci na razie bardziej się martwią najbliższymi przeszkodami, niż tym co będzie czekało dalej. Brazylia, jak Argentyna, zapewniła sobie awans ładnym zwycięstwem, ale to jednak był tylko Ekwador. A i on opierał się na tyle długo, że obrońcy tytułu dwa razy tracili prowadzenie i dopiero gdy Alexandre Pato i Neymar dołożyli po kolejnym golu ścieżka do ćwierćfinału i wygrania grupy B się wyprostowała. „Pato i Neymar powiedzieli: obecni”, napisał po tym meczu „Clarin”. Pato dał w 27. minucie prowadzenie 1:0, a potem strzelił gola na 3:0. Neymar też zdobył dwie bramki i wypracował drugą bramkę Pato. A sam strzelał po podaniach Ganso – i po typowej dla odnowionej Brazylii błyskawicznej akcji przez środek boiska  - oraz Maicona, który zajął w składzie miejsce Daniego Alvesa.

Ale oprócz radości z awansu pozostanie też wspomnienie błędów, po których Felipe Caicedo strzelał wyrównujące bramki, zwłaszcza pierwszą, gdy obrona się rozpadła a Julio Cesar puścił piłkę pod brzuchem. Z deszczu Brazylia wypada pod rynnę: znów czeka na nią Paragwaj, grupowy rywal, który awansował jako druga drużyna w rankingu tych, które zajęły w grupie trzecie miejsca.

Architekt Miku

Paragwaj wszystkie mecze na razie zremisował, ale w dwóch prowadził do ostatnich minut. Z Brazylią 2:1 do 89. minuty, i w nocy z Wenezuelą 3:1 do 89. minuty, a 3:2 do czwartej minuty doliczonego czasu. Wenezuela pierwsza strzeliła w tym spotkaniu gola, ale potem musiała gonić. Na 3:2 strzelił Miku, najsłynniejszy piłkarz Wenezueli, były napastnik Valencii, dziś Getafe. Zanim Hugo Chavez ogłosi, że reprezentacja Wenezueli – największa rewelacja turnieju, zdobyła tyle samo punktów co Brazylia, Argentyna, Urugwaj – to lustro jego geniuszu i korona socjalizmu latynoamerykańskiego, warto pamiętać, co mówił Miku, gdy mu się jeszcze wydawało, że za granicą knebel go nie dosięgnie. Miku, czyli Nicolas Ladislao Fedor, student architektury, to wnuk uciekinierów z węgierskiego obozu koncentracyjnego, syn Węgra i Wenezuelki. Gdy miał 15 lat, a Chavez od roku był u władzy, nie wrócił już z wakacji u wujka w Szwecji, rok później trafił do szkółki Valencii, z której się w końcu przebił do pierwszej drużyny. Mógł grać dla Węgier, wybrał Wenezuelę, bo tam zostało serce. I nadzieja, że kiedyś to będzie normalny kraj: bez Chaveza, cenzury, cytatów z Lenina, dzielenia biedy, poprawiania historii, propagandy w szkołach. O tym wszystkim Miku mówił niedawno w wywiadzie dla „El Pais”. A po opublikowaniu wywiadu jeszcze szybciej przepraszał reprezentację i ojczyznę, tłumacząc, że to dziennikarz go ciągnął za język, a on powiedział rzeczy, które jego samego zaskoczyły, gdy je potem przeczytał.

 Jak futbol wygrał z baseballem

Przeprosił, nadal gra w reprezentacji, nauczył się gryźć w język. A Wenezuela maszeruje. To kraj baseballa, futbol Wenezuelczycy odkryli dopiero w latach 60, pierwszy raz zgłaszając się wtedy do eliminacji mundialu i do Copa America (debiut w 1967). Dziś na punkcie drużyny jest szał, i coraz więcej pieniędzy od państwa. Wenezuela już cztery lata temu pierwszy raz weszła do ćwierćfinału Copa America, potem do końca liczyła się w walce o baraże o mundial. Teraz w szaloną noc, gdy padła jedna trzecia goli z całego turnieju, zapewniła sobie drugie miejsce w grupie. I w niedzielę chce pokonać Chile i postawić nogę tam, gdzie jej jeszcze nie było.