Półfinał był efektowny jak zawody wędkarskie. Ci którzy brali udział pewnie mieli z tego dużą przyjemność, ale z oddali trudno było uwierzyć. Mecz składał się głównie z czekania, kiedy będą karne, w drugiej połowie tak ostentacyjnego, że dogrywka wydawała się bezsensowna. W niej jednak niespodziewanie na odwagę zebrała się Wenezuela i minęło szybko: były słupki, poprzeczki, kłótnie, druga żółta kartka dla Paragwajczyka Jonathana Santany i szczęście bramkarza Justo Villara. Zwłaszcza gdy po strzale Juana Arango z wolnego piłka odbiła się od poprzeczki i Santana w jednej z ostatniej akcji przed wyrzuceniem z boiska zablokował dobitkę kilka metrów od bramki. W dogrywce grała właściwie tylko Wenezuela, Paragwajczycy mieli w obronie coraz większe problemy, ale jakoś do karnych dotrwali.
Było bardzo zimno, na trybunach tyle wolnych miejsc, że można było po nich biegać. Stadion w Mendozie mieli zapełnić Chilijczycy (granica jest 100 kilometrów stąd), ale odpadli z Wenezuelą i półfinał został półsierotą. Choć z czasem widzów na trybunach przybywało: trener Paragwaju Gerardo Martino został tam wyrzucony za kłótnie z sędziami, a w dogrywce dołączył do niego jego asystent. Gdy przyszło do ustalania, kto ma strzelać karne, robili to przez emisariuszy.
Ważniejsze od tego kto strzelał było, kto bronił. Paragwaj ma w bramce Villara, a Villar turniej życia. Zatrzymał w ćwierćfinale Brazylię, doprowadzając jej piłkarzy do takiej paniki, że w karnych strzelali obok bramki. W półfinale obronił decydującego karnego, w trzeciej serii, gdy strzelał Franklin Lucena. Paragwajczycy wygrali 5:3.
Ich droga do finału pokazuje, że coś jest nie tak z Copa America. I nie chodzi o to, że wszystkie pięć meczów zremisowali, a w dwóch ostatnich nie strzelili gola z gry. Chodzi o regułę, że drużyny z trzecich miejsc mogą grać w ćwierćfinale z drużynami, z którymi już się mierzyły wcześniej. Efekt jest taki, że Paragwaj jeszcze nie wyszedł z grupowego sosu. Grał kolejno z Ekwadorem, Brazylią, Wenezuelą, Brazylią, Wenezuelą. I coraz bardziej tracił rezon. W grupowym meczu z Brazylią był wspaniały, rywal w ostatniej chwili uratował remis 2:2. A w ćwierćfinale grali tylko Brazylijczycy. To samo było z Wenezuelą: w grupie spektakularne 3:3, a półfinał taki, że zęby bolały od patrzenia.
W niedzielnym finale na Paragwaj czeka Urugwaj (Wenezuela zagra w sobotę o trzecie miejsce z Peru). Lepiej się przygotować na długi wieczór.