Robert Maaskant trochę się przeliczył. W środę czeka Wisłę mecz w trzeciej rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów z Liteksem Łowecz, dlatego postanowił oszczędzać swoich piłkarzy podczas ligowej inauguracji z regularnie osłabianym Widzewem. Do zwycięstwa w Łodzi rezerwowi jednak nie wystarczyli.
Maaskant zostawił w Krakowie nie tylko kontuzjowanych (Patryk Małecki), ale też tych, którzy po wyprawie do Bułgarii byli zmęczeni. Doświadczenia Kewa Jaliensa, Sergeia Pareiki czy Radosława Sobolewskiego bardzo Wiśle brakowało. Ci, którzy grali, też czuli, że liczy się przede wszystkim Liteks, a mecz z Widzewem trzeba po prostu wygrać jak najmniejszym nakładem sił.
Wisła cudem wywalczyła remis. Od 75. minuty przegrywała 0:1, ale w doliczonym czasie gry dość dziwnym strzałem gola zdobył nowy zawodnik w drużynie – Izraelczyk David Biton. Maaskant był wściekły, przypominał sędziemu, że Przemysław Oziębała grał i zdobył bramkę z rozciętym łukiem brwiowym, na co nie pozwalają przepisy.
1 gol na 29 strzałów
Od remisu sezon zaczął także wicemistrz Polski. Grę Śląska Wrocław w meczu z Górnikiem Zabrze odmieniło dopiero wejście na boisko Johana Voskampa. Piłkarze Oresta Lenczyka pokazali swoim kibicom drugi odcinek serialu nieskuteczności. Strzelali na bramkę Górnika Zabrze 29 razy, gol padł tylko jeden – Cristian Omar Diaz wbił wreszcie do siatki piłkę, która wcześniej po strzale Voskampa odbiła się od obu słupków. Śląsk przed rewanżowym meczem z Lokomotiwem Sofia (czwartek) musi przypomnieć sobie, dlaczego w poprzednim sezonie strzelił najwięcej goli ze wszystkich drużyn w lidze.
Górnik we Wrocławiu zaimponował. Szóste miejsce na mecie w maju było wynikiem ponad stan, a latem trener Adam Nawałka odbierał esemesy z informacjami, kogo po urlopie nie spotka w szatni po powrocie. Trzech najlepszych: Grzegorza Bonina, Roberta Jeża i Daniela Sikorskiego, zabrał do Polonii Warszawa Józef Wojciechowski, a mimo to drużyna z Zabrza grała ze Śląskiem tak jak w poprzednim sezonie.