Grają pod własną flagą dopiero od czterech lat, a zdążyli już przeskoczyć w rankingu FIFA z 208. miejsca na 17.
Mają tylko 9 tysięcy zarejestrowanych piłkarzy, ponad 40 razy mniej niż Polska, ale już trzech z nich – Mirko Vucinić, który wczoraj zamienił Romę na Juventus, Stevan Jovetić z Fiorentiny, Stevan Savić z Manchesteru City – jest wycenianych na ponad 10 milionów euro. U nas – żaden.
Mały, dumny naród
Mają też już Czarnogórcy swoje Wembley: 0:0 sprzed kilku miesięcy, zwycięski remis z Anglikami, po którym trener rywali Fabio Capello powiedział, że są wspaniałą drużyną i powinni wygrać, a oni uwierzyli, że finały Euro 2012 są na wyciągnięcie ręki. Jeszcze w eliminacjach ME nie przegrali meczu, stracili tylko jednego gola (z Bułgarią dwa miesiące temu zremisowali 1:1), prowadzą w grupie wspólnie z Anglią, mają tyle samo punktów i już 6 pkt przewagi nad trzecią Szwajcarią.
– Gdy wróciliśmy do kraju po Wembley, kibice śpiewali na naszą cześć na lotnisku, podchodzili na ulicach, by nas wyściskać, kibice piszą do mnie, czy mogliby dostać moją koszulkę. Taka histeria się nigdy wcześniej nie zdarzała. Czarnogórcy to dumny naród, ceniący umiar, nawet wielki Dejan Savicević czy Predrag Mijatović w najlepszych czasach mogli sobie spokojnie spacerować główną ulicą – mówi „Rz" Mladen Kascelan z Jagiellonii Białystok, klubu w którym obok niego gra jeszcze dwóch reprezentantów Czarnogóry, Luka Pejović i Marko Cetković, oraz Ermin Seratlić z młodzieżówki.
– U nas, jak to w małym narodzie, dzieci zwykle szukały sobie idoli poza Czarnogórą. Długo piłka wodna była ważniejsza od nożnej, waterpoliści byli mistrzami Europy. W naszych klubach zarabia się średnio mniej niż 1000 euro miesięcznie. A teraz traktują nas jak narodowych bohaterów – opowiada Kascelan.