Piłkarze Wisły Kraków już teraz mogą się poczuć jak w rundzie grupowej Ligi Mistrzów. Przed pierwszym gwizdkiem nie będą dziś słuchać o tym, jak długo na Wawelu bije Dzwon Zygmunta, bo w ostatniej rundzie eliminacji trzeba grać hymn LM.
Koło na środku boiska przykryje płachta z charakterystyczną piłką złożoną z gwiazdek. UEFA przywiozła swoje reklamy kilkoma ciężarówkami. Gospodarze dostali też specjalną instrukcję, w której na 100 stronach dowiedzieli się, jak przygotować obiekt do meczu z Apoelem. Po reformie Michela Platiniego czwarta runda kwalifikacyjna nazywana jest fazą play-off i podlega centralizacji praw marketingowych i telewizyjnych. Dlatego transmisja będzie i w Polsacie, i w nSporcie.
To już nie przelewki, przed Wisłą ostatni rywal do piłkarskiego raju i wielkich pieniędzy. Tak blisko rundy grupowej mistrz Polski nie był od 15 lat.
Pozory mylą
Wisła do Ligi Mistrzów próbowała się dostać sześć razy. Kiedy zatrzymywała największe gwiazdy, trafiała na Real Madryt i dwa razy na Barcelonę. Kiedy pozwalała odejść tym, którzy chcieli, los przydzielał jej Anderlecht Bruksela, albo Panathinaikos Ateny. Była tez historyczna hańba, kiedy na drodze mistrzów stanęła Levadia Tallin. Teraz, po ukłonie Platiniego w stronę biedniejszej części Europy, ostatni rywal przed fazą grupową wydaje się słaby jak nigdy.
Ale to pozory. 15 milionów euro rocznego budżetu Apoelu Nikozja pozwoliłoby walczyć o mistrzostwo Polski. Skład drużyny od dwóch lat niemal się nie zmienił, a dwa lata temu mistrz Cypru w kwalifikacjach LM okazał się lepszy od Kopenhagi. Później w fazie grupowej co prawda zajął ostatnie miejsce, ale wywalczył trzy remisy – między innymi 2:2 z Chelsea na Stamford Bridge, gdzie jednego gola strzelił Marcin Żewłakow.