Jerzy Brzęczek spytany o to, co go najbardziej cieszy na kilka dni przed pierwszymi meczami (w niedzielę gramy w Warszawie z Łotwą), a co powoduje ból głowy, nie miał kłopotów z odpowiedzią: – Cieszy fakt, że większość zawodników powołanych na zgrupowanie gra regularnie w swoich klubach i nikt nie jest kontuzjowany. Bólu głowy nie mam. Jest tylko świadomość, że jesienne mecze pozostawiły uczucie niedosytu i teraz trzeba będzie to zmienić. W dodatku zagramy na boisku przeciwnika, który podobnie jak Polska jest uważany za faworyta grupy – powiedział trener.
Zacznijmy od plusów. Europa zazdrości nam napastników. Robert Lewandowski jest liderem strzelców Bundesligi, Krzysztof Piątek wiceliderem w Serie A, Arkadiusz Milik zaś zajmuje na włoskiej liście piąte miejsce. Cała trójka strzeliła w czołowych europejskich ligach w sumie 51 bramek. Każdy trener przygotowujący swoją drużynę przeciw Polsce musi pomyśleć, co zrobić, żeby Lewandowskiemu, Piątkowi i Milikowi nie dać kopnąć piłki.
Pocieszyć ich może tylko jedno: jest mało prawdopodobne, aby ci trzej napastnicy wyszli na boisko w pierwszej jedenastce. Mało skomplikowane rachuby mniej wyrobionych kibiców sprowadzają się do tego, że skoro mamy tak dobrych strzelców, to należy ich rzucić do boju od pierwszej minuty. Wbiją parę bramek i będzie spokój.
– To nie jest takie proste – rzeczowo tłumaczy selekcjoner. – Przypuśćmy, że Lewandowski, Piątek i Milik zagrają od początku, a mimo to nie tylko bramki nie strzelimy, a możemy stracić. I co wtedy miałbym zrobić? Zdjąć napastnika w sytuacji, kiedy trzeba będzie odrabiać stratę?
Żeby napastnik strzelił bramkę, ktoś musi mu podać piłkę. Budowa drużyny rządzi się żelaznymi regułami, w których czasami o logikę trudno. Kiedyś Wojciech Łazarek wystawił przeciw Cyprowi pięciu napastników, a mimo to Polska zremisowała 0:0. Na Wembley Janusz Wójcik wystawił sześciu obrońców i Polska przegrała 1:3. Zresztą tę jedyną bramkę strzelił wtedy Jerzy Brzęczek, więc on dobrze pamięta i wie, że co za dużo, to niezdrowo.