Firma Ernst & Young na polskie piłkarskie finanse patrzy z optymizmem. Przyszłoroczne mistrzostwa Europy, nowe stadiony i rosnący poziom to trzy impulsy, które mają pomóc naszej lidze nadrobić dystans do najmocniejszych. Raport przekonuje też, że na polskiej piłce da się już zarabiać.
– W poprzednich badaniach widać było negatywne skutki rewolucji w infrastrukturze. Teraz faza przejściowa w niektórych klubach już się skończyła, jest coraz więcej nowych stadionów, dlatego wyniki są coraz lepsze – mówi Krzysztof Sachs, inicjator raportu.
Lech w 2010 roku osiągnął zysk netto w wysokości 7,5 miliona złotych przy przychodach wynoszących 73 miliony. Do kasy klubu wpłynęło ponad 35 procent więcej pieniędzy niż rok temu. To jednak nie tylko efekt wpływów z biletów (najwyższych w całej ekstraklasie), ale także nagród od UEFA za świetną grę w Lidze Europejskiej oraz transferów. Robert Lewandowski odszedł do Borussii Dortmund za 4,5 miliona euro, dla polskiego klubu to ciągle znaczna część dochodu.
Drugim najbardziej stabilnym klubem ekstraklasy jest Wisła Kraków. Mistrzowie Polski także sprzedawali, m.in. trzech piłkarzy do bogatego Trabzonsporu, ale ich osiągnięcie imponuje przede wszystkim, jeśli weźmie się pod uwagę bardzo niskie wpływy z biletów (stadion jest ciągle budowany). Dochód Wisły był niższy od Lecha o 26 milionów złotych, ale rok do roku poprawił się o niemal 16,5 miliona.
Przychód wszystkich klubów w porównaniu z poprzednim rokiem wzrósł o 22 procent, czyli 68 milionów złotych. Najwięcej dali sponsorzy, ale ciągle znaczącym źródłem są wpływy z transmisji telewizyjnych i transferów. Rosnące pensje piłkarzy spowodowały jednak, że tylko czterem klubom udało się wypracować zysk netto – do wielkiej trójki Lech, Legia, Wisła dołączyło Zagłębie Lubin.