Robertowi Maaskantowi w środę urodził się syn. Nazywa się Maas Kazimierz Flynn – drugie imię dostał na cześć polskiego króla. Maaskant musi być bardzo niewyspany, bo trudno podejrzewać go, by po dobrze przespanej nocy nie widział tego, jak bardzo w meczu Wisły z Jagiellonią pomógł mu sędzia.
– Nie wiem, dlaczego tak dużo dyskutuje się o sytuacji, w której doprowadziliśmy do remisu. Przecież tam nikt nikogo nie dotknął. Kew Jaliens po prostu skoczył, nie doszło do kontaktu z bramkarzem, ten upadł, piłka znalazła się w siatce – mówił po meczu i zupełnie nie miał racji.
Punkt widzenia
Sędzia Adam Lyczmański w pierwszej połowie nie podyktował ewidentnego rzutu karnego po faulu na Tomaszu Kupiszu, ale mimo to Jagiellonia jeszcze dziesięć minut przed końcem meczu prowadziła 1:0, będąc drużyną wyraźnie lepszą. Wtedy to Jaliens zaatakował bramkarza Tomasza Ptaka na linii bramkowej, uderzył go łokciem w twarz i nie pozwolił wyskoczyć do piłki. Zrobiło się 1:1, a w ostatnich minutach rozpędzeni gospodarze dołożyli jeszcze dwa gole i wygrali 3:1.
Maaskant w poprzednich meczach niemal cały czas dyskutował z arbitrami technicznymi, mając uwagi do pracy ich kolegów na boisku. W sobotę milczał. Lyczmański przyznał się do popełnionych błędów. Wkrótce zostanie mu wręczona nominacja na sędziego międzynarodowego.
W Krakowie krzywdzili gości, w Warszawie w doliczonym czasie gry skrzywdzono gospodarzy, dlatego sędziowie musieli schodzić z boiska w asyście ochrony.