Przeprowadzka była od dawna wyczekiwana. Trudno o większy zgrzyt niż ten między wielkimi planami Śląska a widokiem starych trybun przy Oporowskiej. Na Stadion Miejski klub przenosi się w idealnym momencie, jako lider ekstraklasy, ale rywala będzie miał dziś niewygodnego. Z różnych powodów.

Lechia to drużyna poraniona na początku sezonu, właśnie wracająca do równowagi. Nie zwolniła trenera Tomasza Kafarskiego, przestała wreszcie przegrywać, doczekała się powrotu do gry Abdou Razacka Traore, bezcennego, gdy akurat jest w nastroju do ciężkiej pracy, a ostatnio jest. Lechia w październiku nie przegrała meczu w lidze, a na wyjeździe zdobyła w tym sezonie niemal tyle samo punktów co u siebie – sześć z 13. Na własnym stadionie, też efektownym, zbudowanym na Euro, zwyciężyła tylko raz.

Często tak bywa, że drużyny w  nowym salonie nie potrafią się odnaleźć. Cierpiał na ten syndrom Ajax Amsterdam na Arenie, nowe Wembley średnio służy reprezentacji Anglii. Ciekawe, jak się odnajdzie Śląsk. Jeśli bez problemów, to po pożegnaniu z 75-letnim stadionem przyjdzie może pora na tytuł. Od jedynego mistrzostwa Polski minie wiosną 35 lat.

W niedzielę mecz, który podnosi ciśnienie. Lech, czyli dominator z początku sezonu, kontra Legia z serią czterech ligowych zwycięstw z rzędu. Lech wiele razy tej jesieni zachwycał, ale prestiżowe starcia przegrywał: z Wisłą u siebie, ze Śląskiem na wyjeździe. Legia to jednak inna historia i inne emocje. Przez ostatnie dziesięć lat Lech przegrał z nią u siebie tylko raz.