Zachwytów tym razem nie będzie, ale są wreszcie trzy punkty. Zarzucano Borussii, że jest na Ligę Mistrzów zbyt naiwna i za mało uważna w obronie. Odpowiedziała zwycięstwem z Olympiakosem, pokazała, że potrafi poświęcić widowisko, by uratować szanse na awans.
Wygrała szczęśliwie, odzyskała to, co los zabierał jej w poprzednich meczach. Wreszcie pierwsza strzeliła gola i wreszcie żadnego nie straciła. Każdy następny mecz będzie dla niej nadal jak finał: nie wolno jej przegrać za trzy tygodnie z Arsenalem, będzie musiała pokonać Marsylię w ostatnim meczu grupowym. Ale zachowała nadzieję. Zdecydował gol Sebastiana Grosskreutza już w 7. minucie: Mario Goetze podawał, Robert Lewandowski w porę zszedł z linii strzału.
Lewandowski (on i Łukasz Piszczek zagrali cały mecz, Jakub Błaszczykowski wszedł na ostatni kwadrans) pracował tego wieczoru na innych, najlepszą okazję do strzelenia gola miał w 60. minucie, gdy przejął podanie obrońcy do bramkarza Olympiakosu, strzelił z bardzo ostrego kąta i trafił w słupek.
Są już w 1/8 finału piłkarze Barcelony – Leo Messi strzelił w Pilznie trzy gole, zdobył ich już dla Barcy łącznie 202 – oraz Milanu, a zbliża się do awansu APOEL Nikozja, który na razie idzie przez rundę grupową w rytmie: u siebie zwycięstwa, na wyjeździe remisy. Strzelcy najważniejszych goli też się nie zmieniają, punkty zapewniają APOEL-owi najczęściej Ailton i Gustavo Manduca.
To oni dali zwycięstwo 2:1 nad Porto (a wcześniej 2:1 nad Zenitem), w dramatycznych okolicznościach, po golu Manduki z kontrataku, w jednej z ostatnich akcji meczu, niedługo po wyrównującym golu Hulka.