Gramy w piątek z czterokrotnymi mistrzami świata, ale z potęg futbolu to Włochów baliśmy się zwykle najmniej. Polska wygrała z nimi trzy z 15 spotkań, ostatnio 3:1 w Warszawie w 2003 r. Pokonaliśmy ich też w dużo ważniejszym pojedynku, takim, którego żadną wygraną na boisku przelicytować się nie da. Zabraliśmy im w Cardiff sprzed nosa organizację Euro 2012.
Tak bardzo wtedy liczyli na wsparcie Michela Platiniego i własny urok, że zapomnieli przygotować dobrą ofertę. Liczyli, że dzięki Euro odbudują sobie futbol, więdnący od dawna. Przez ostatnie lata stanął we Włoszech tylko jeden nowy stadion, niedawno otwarty w Turynie. Resztę mają z mundialu 1990, żadna inna wielka liga nie gra w takich muzeach.
Tylko 9 z 20 klubów Serie A zbiera na meczach więcej niż 20 tys. kibiców. Liga ma problem z chuliganami, z korupcją, Bundesliga zabierze jej za kilka miesięcy prawo wystawienia czterech drużyn w Lidze Mistrzów, a włoscy piłkarze wyszli z mody. Nie walczą o nich kluby z zagranicy, a ostatni wielki włoski sukces, Puchar Europy dla Interu, został wywalczony właściwie bez Włochów. Alberto Aquilani wrócił z Liverpoolu z podkulonym ogonem, Mario Balotelli w Manchesterze City raz zachwyca, raz irytuje. Jest jeden wyjątek: Giuseppe Rossi, gwiazda hiszpańskiego Villarreal. Ale on urodził się w USA.
Im bardziej świat się otwierał, tym bardziej calcio zamykało się w sobie. Aż reprezentacja zapłaciła za to upokorzeniem w mundialu w RPA. Coś takiego jej się wcześniej nie zdarzyło: odpadła bez zwycięstwa, była gorsza w grupie od Nowej Zelandii, beznadziejna w obronie, trener Marcelo Lippi zabrał do RPA talię zgranych kart.
W taki krajobraz wszedł Cesare Prandelli, umówiony na przejęcie kadry już przed afrykańską klęską. Prandelii, kolega Zbigniewa Bońka i Platiniego z Juventusu, to przeciwieństwo Lippiego. Otwarty, pogodny, lubi rozmawiać. Lippi wygrał w futbolu wszystko, a on nie wygrał nic, nie licząc Serie B z Fiorentiną. Ale ma wizję i charyzmę, jego drużyny grają efektownie. Odmłodził reprezentację, poszedł pod prąd, docenił piłkarzy błyskotliwych. Jeden z włoskich komentatorów nazwał to rewolucją uśmiechów. Lippi bał się brać do kadry Cassano i Balotellego. Prandelli wokół tego pierwszego zbudował drużynę, mówiąc, że Cassano potrzebuje czułości i odpłaci za nią podwójnie. Balotelli u niego debiutował i trener jakoś znosi jego wybryki, choć napastnikowi City zdarzyło się już np. zabrać na ławkę rezerwowych iPada i bawić się nim ostentacyjnie.