Reklama

Włochy trenera Prandellego: calcio da się lubić

Przejął kadrę po klęsce w mundialu 2010. Nie chodzi mu tylko o zwycięstwa, chce, by calcio przestało się dusić w sosie własnym

Publikacja: 09.11.2011 00:33

Cesare Prandelli

Cesare Prandelli

Foto: Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 2.5

Gramy w piątek z czterokrotnymi mistrzami świata, ale z  potęg futbolu to  Włochów baliśmy się zwykle najmniej. Polska wygrała z nimi trzy z 15 spotkań, ostatnio 3:1 w Warszawie w 2003 r. Pokonaliśmy ich też w dużo ważniejszym pojedynku, takim, którego żadną wygraną na boisku przelicytować się nie da. Zabraliśmy im w Cardiff sprzed nosa organizację Euro 2012.

Tak bardzo wtedy liczyli na wsparcie Michela Platiniego i własny urok, że zapomnieli przygotować dobrą ofertę. Liczyli, że dzięki Euro odbudują sobie futbol, więdnący od dawna. Przez ostatnie lata stanął we Włoszech tylko jeden nowy stadion, niedawno otwarty w Turynie. Resztę mają z mundialu 1990, żadna inna wielka liga nie gra w takich muzeach.

Tylko 9 z 20 klubów Serie A zbiera na meczach więcej niż 20 tys. kibiców. Liga ma problem z chuliganami, z korupcją, Bundesliga zabierze jej za kilka miesięcy prawo wystawienia czterech drużyn w Lidze Mistrzów, a włoscy piłkarze wyszli z mody. Nie walczą o nich  kluby z zagranicy, a ostatni wielki włoski sukces, Puchar Europy dla Interu, został wywalczony właściwie bez Włochów. Alberto Aquilani wrócił z Liverpoolu z podkulonym ogonem, Mario Balotelli w Manchesterze City raz zachwyca, raz irytuje. Jest jeden wyjątek: Giuseppe Rossi, gwiazda hiszpańskiego Villarreal. Ale on urodził się w USA.

Im bardziej świat się otwierał, tym bardziej calcio zamykało się w sobie. Aż reprezentacja zapłaciła za to upokorzeniem w mundialu w RPA. Coś takiego jej się wcześniej nie zdarzyło: odpadła bez zwycięstwa, była gorsza w grupie od Nowej Zelandii, beznadziejna w obronie, trener Marcelo Lippi zabrał do RPA talię zgranych kart.

W taki krajobraz wszedł Cesare Prandelli, umówiony na przejęcie kadry już przed afrykańską klęską. Prandelii, kolega Zbigniewa Bońka i Platiniego z Juventusu, to przeciwieństwo Lippiego. Otwarty, pogodny, lubi rozmawiać. Lippi wygrał w futbolu wszystko, a on nie wygrał nic, nie licząc Serie B z Fiorentiną. Ale ma wizję i charyzmę, jego drużyny grają efektownie.  Odmłodził reprezentację, poszedł pod prąd, docenił piłkarzy błyskotliwych. Jeden z włoskich komentatorów nazwał to rewolucją uśmiechów. Lippi bał się brać do kadry Cassano i Balotellego. Prandelli wokół tego pierwszego zbudował drużynę, mówiąc, że Cassano potrzebuje czułości i odpłaci za nią podwójnie. Balotelli u niego debiutował i trener jakoś znosi jego wybryki, choć napastnikowi City zdarzyło się już np. zabrać na ławkę rezerwowych iPada i bawić się nim ostentacyjnie.

Reklama
Reklama

Rasistom śpiewającym na stadionach, że nie ma czarnych Włochów, Prandelli odpowiedział, powołując nie tylko Balotellego, dziecko imigrantów z Ghany, ale też Angela Ogbonnę z nigeryjskiej rodziny, obrońcę drugoligowego Torino. U Prandellego debiutowali Argentyńczycy o włoskich korzeniach Cristian Ledesma i Pablo Osvaldo, Brazylijczycy Amauri i będący w kadrze na Polskę Thiago Motta.

Nie wszystkim to się podoba, ale tarczą Prandellego są styl i wyniki. W eliminacjach Włosi wygrali osiem meczów z dziesięciu, stracili tylko dwa gole. Z Polską nie zagrają kontuzjowani Rossi, Cassano i Sebastian Giovinco. Ale to i tak – pamiętając, że Niemcy wystawili w Gdańsku kadrę B – najmocniejszy rywal Polski od meczu z Hiszpanią.

Kadra Włoch

Bramkarze: G. Buffon (Juventus), M. De Sanctis (Napoli), S. Sirigu (Paris St. Germain). Obrońcy: I. Abate (Milan), F. Balzaretti (Palermo), A. Barzagli (Juventus), G. Chiellini (Juventus), D. Criscito (Zenit St Petersburg), C. Maggio (Napoli), A. Ogbonna (Torino), A. Ranocchia (Inter).

Pomocnicy: A. Aquilani (Milan), D. De Rossi (Roma), C. Marchisio (Juventus), R. Montolivo (Fiorentina), T. Motta (Inter), A. Nocerino (Milan), A. Pirlo (Juventus). Napastnicy: M. Balotelli (Manchester City), A. Matri (Juventus), P. Osvaldo (Roma), G. Pazzini (Inter), S. Pepe (Juventus).

Gramy w piątek z czterokrotnymi mistrzami świata, ale z  potęg futbolu to  Włochów baliśmy się zwykle najmniej. Polska wygrała z nimi trzy z 15 spotkań, ostatnio 3:1 w Warszawie w 2003 r. Pokonaliśmy ich też w dużo ważniejszym pojedynku, takim, którego żadną wygraną na boisku przelicytować się nie da. Zabraliśmy im w Cardiff sprzed nosa organizację Euro 2012.

Tak bardzo wtedy liczyli na wsparcie Michela Platiniego i własny urok, że zapomnieli przygotować dobrą ofertę. Liczyli, że dzięki Euro odbudują sobie futbol, więdnący od dawna. Przez ostatnie lata stanął we Włoszech tylko jeden nowy stadion, niedawno otwarty w Turynie. Resztę mają z mundialu 1990, żadna inna wielka liga nie gra w takich muzeach.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Piłka nożna
Prezydent USA grozi palcem. Dlaczego Donald Trump chce odebrać mundial Bostonowi?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Piłka nożna
Europa ma pierwszego uczestnika mundialu 2026. Anglicy straszą rywali
Piłka nożna
Z kim Polska może zagrać w barażach o mundial 2026? Scenariusze walki o awans
Piłka nożna
Republika Zielonego Przylądka zadebiutuje na mundialu. Rekiny płyną do Ameryki
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Piłka nożna
Kto za Slisza i Wiśniewskiego w meczu z Holandią? Problem Jana Urbana
Materiał Promocyjny
Nowy Ursus to wyjątkowy projekt mieszkaniowy w historii Ronsona
Reklama
Reklama